“Lęk” jest pierwszą książką spod pióra Pana Tomasza Sablika, którą przeczytałam i bardzo żałuję… że sięgnęłam po nią dopiero teraz. Autor bardzo umiejętnie posługuje się obrazowym słownictwem i stopniowo wzbudza u czytelnika wszechogarniający niepokój. Jest to książka, która nie straszy potworami, ale powoduje niewytłumaczalny lęk przez odczucia jakie pojawiają się w trakcie rozwoju akcji, dyskomfortem jak daleko można sięgnąć w głąb ludzkiego umysłu i wręcz wyjącą samotnością bohaterów.
Na początku poznajemy dojrzałe już małżeństwo, Julię i Jakuba, żyjących bardzo skromnie w małej chacie na obrzeżach pustyni, która ogarnia coraz większe połacie ziemi po upadku cywilizacji jaką znamy. Śmiercionośny wirus doszczętnie wyludnił nasz świat i tylko jednostki pozostały przy życiu, starając się jak najlepiej funkcjonować po apokalipsie.
Julia bardzo pragnie urodzić dziecko, niestety przez wiele lat nie udało jej się powić potomstwa. Z kolei Jakub wydaje się być początkowo obojętny, czy wręcz niechętny w tym temacie, jednocześnie pokładając całe swoje zaufanie w wolę boską. Religia i kwestia wiary odgrywają w powieści ogromną rolę, skłaniają do kontemplacji. A zaraz obok wiary w jedynego Boga, wkradają się wątki okultystyczne i kultywowanie praktyk silnie związanych z siłami natury.
Kiedy na progu chaty małżonków pojawia się młoda, przerażona i powabna dziewczyna w niebezpieczeństwie, Jakub bez większej refleksji wpuszcza ją pod swój dach. Kolejne wydarzenia eskalują stopniowo napięcie, pojawia się podskórny, tytułowy “Lęk”. Czy nawet gorliwa wiara jest zawsze wystarczająca w obliczu grzechu?
Żywia, bo tak na imię tajemniczej dziewczynie, jest swoistym kontrastem dla Julii. Młoda kobieta stanowi przykład kipiącej młodości, siły i piękna, natomiast, choć nie stara jeszcze Julia, jest osobą schorowaną i słabą. Żona w Jakubie budzi jedynie szczątki opiekuńczości, jednak wypalił się już w nim cały żar i pożądanie w stosunku do niej. W myślach Jakuba rodzi się żądza obudzona przez bliskość i zachowanie nieobyczajnej nastolatki, pojawiają się również oznaki, że dzieje się coś nienaturalnego, a w późniejszym czasie wydarzenia stają się wręcz szokujące i na długo zostają w głowie.
W niedalekiej odległości od Julii i Jakuba mieszka druga para - Marta i Dawid, którzy z kolei w czasie pandemii stracili dwoje swoich ukochanych dzieci. W przeciwieństwie do sąsiadów starają się korzystać z pozostawionych przez wymarłe społeczeństwo dóbr materialnych, choćby z agregatów prądotwórczych, więc żyje im się odrobinę wygodniej. Jednak ich również nie omijają rozterki, tragedie i samotność. Marta była w dawnym życiu lekarzem, dlatego kiedy dochodzi do tajemniczego nieszczęścia, to właśnie ona opiekuje się ranną osobą dostarczoną do ich domu przez Jakuba.
Czytając powieść czułam, że każdy z bohaterów, poddanych tak ciężkiemu doświadczeniu jak zdziesiątkowanie całej ludzkości, boryka się głównie z potrzebą zrozumienia w jakim celu pozostali oni przy życiu, zwłaszcza, jeśli nie ma kogoś kto po nich zająłby się odbudową świata. Lektura skłoniła mnie do rozważań nad odwiecznym pytaniem o sens życia i prokreacji, ale również zależności od drugiego człowieka i hedonizmem. A wszystko to obleczone w namacalną, choć niewidzialną szatę lęku. Najlepszą porą na zatopienie się w akcji tej książki był dla mnie jeden z wieczorów, kiedy siedziałam już sama po ciemku, jedynie przy małej lampce i powoli czuć było w powietrzu nadchodzącą burzę. Z każdym podmuchem wiatru, z każdym błyskiem przechodziły mnie ciarki, a kiedy jeszcze dotarłam do epizodu gdzie niebo również zostało opanowane przez żywioł, przepadłam w “Lęku”. “Kolejny błysk, kolejny trzask, kolejny huk. Jeszcze potężniejszy. Bóg był już naprawdę blisko i należało obawiać się jego gniewu.”
Gorąco polecam i jak zawsze podziwiam piękne wydanie od Wydawnictwa Vesper.