Dzięki Booktourowi u Grześka z Books_and_me_90 miałam okazję przeczytać „Lęk” Tomasza Sablika. O samym autorze słyszałam już niejedno dobre słowo. Dlatego nie mogłam przegapić szansy na sięgnięcie po jedno z jego dzieł.
To chyba pierwszy horror polskiego autora, jaki kiedykolwiek miałam okazję wziąć do ręki i się w nim zanurzyć.
Pierwsze co rzuca się w oczy to fantastyczne wydanie od Vespera, (to wydawnictwo robi niesamowite rzeczy, które robią piorunujące wrażenie). Już pierwszy rzut oka na klimatyczną okładkę wzbudza niepokój, który potęgują ilustracje zamieszczone w książce.
Fabuła książki rozpoczyna się pięć lat po wybuchu wielkiej pandemii, która niemal w całości wytrzebiła ludzkość. Okropna krwotoczna gorączka nie zabrała jednak Jakuba i jego żony Julii oraz ich sąsiadów, Marty i Daniela.
Jakub i Julia mieszkają skromnie w drewnianej chacie w lesie, unikają wygód i udogodnień mimo, że Marta i Daniel mają na przykład nawet agregat na prąd i mieszkają w sporym, ładnym domu za lasem. Julia zmaga się z bólem reumatycznym, Jakub nieustannie ma na nią oko i wszystko zawierza Panu; jest bowiem osobą głęboko wierzącą. Każde z nich zmaga się z własnymi demonami i problemami, które cała sytuacja tylko wzmogła.
Pewnej nocy jednak nie tylko wiara Jakuba zostaje wystawiona na próbę, ale i zmienia się całe ich dotychczasowe życie. Do drzwi chaty puka młoda dziewczyna, której ojciec popełnił rozszerzone samobójstwo (zabił także matkę a drugą córkę postrzelił; ranna w wyniku splotu wypadków i okoliczności znajduje się pod opieką Marty i Daniela). Jakub i Julia przyjmują ją więc pod swój dach. Od tej pory w ich otoczeniu zaczynają się dziać rzeczy co najmniej dziwne…
Pandemia nie ma tu szczególnego znaczenia, co zresztą podkreśla w posłowiu sam Autor. Co prawda wzmaga tylko uczucie osamotnienia i uwypukla problemy, z jakimi muszą się zmagać pozostawieni sami sobie cudem ocalali, ale nie stanowi istotnego motywu książki. Na dobrą sprawę i bez niej wszystko to o czym przeczytałam, mogłoby się z powodzeniem odbyć.
Wielkim plusem książki jest klimat. Niepokojący, tajemniczy. Uczucie osamotnienia i zagrożenia jest tu niemalże namacalne. Fakt, że czytałam tę książkę podczas upalnego tygodnia, zamiast w mrokach styczniowych wieczorów był doprawdy błędem. Nic tak bowiem nie wprowadziłoby mnie w odpowiedni nastrój tej książki niż ciemności za oknem. Z żalem muszę stwierdzić, że nie potrafiłam zagłębić się w tym klimacie, mimo że doskonale go czułam. Lektura „Lęku” pachniała wilgotnym lasem, zatęchłym drewnem starej chatki, deszczem i chłodem nocy. Wręcz można było usłyszeć jak wiatr porusza drzewami, które kołysząc się, szumią. Ciężko było pozbyć się uczucia zagrożenia, nasłuchując ujadania psa i odkrywając wraz z Jakubem kolejne nieprawdopodobne rzeczy w jego otoczeniu. A jednak mimo tego wszystkiego nie czułam się pochłonięta przez lekturę.
Jeśli chodzi o bohaterów, Julię ciężko było rozgryźć, gdyż tak naprawdę przez większość książki spała, (doprawdy ciężko ją było obudzić). Martę z Danielem poznajemy chyba za mało, żeby się do nich przywiązać, choć odgrywają w opowieści niemałą rolę, (Marta nawet jest bohaterką najlepszego, moim zdaniem, rozdziału w całej powieści). Tajemnicza Żywia wzbudza niezdrową fascynację i aż chce się o niej czytać, mimo wielu przypuszczeń na jej temat, z których jedno z nich w końcu okazuje się prawdą. Natomiast Jakub… jest osobą raczej antypatyczną, (miejscami nawet irytującą). Wielokrotnie zasłania się wiarą i wspomaga nią, ale kiedy ma do czynienia z iście diabelskimi sytuacjami odkłada działanie na później (nawet wieszanie krzyża, który powinien mieć dla niego przecież olbrzymie znaczenie). Boi się? Jest zbyt miękki? A może zafascynowany tak jak i czytelnik? Tak czy siak, nie polubiłam go, ale nie sądzę, żeby był to jakiś wielki problem.
Stylowi Tomasza Sablika nie mogę niczego zarzucić. Czytało mi się dobrze, (choć długo, ale to już moja wina :D) i choć mam uczucie niedosytu to mam też wrażenie, że dostałam wszystko, co można było w takiej powieści otrzymać. Z chęcią sięgnę po kolejne książki tego autora, tak jak szerzej zainteresuje się polskim horrorem. Bo choć sama nie wiem czego chcę, (poszukiwanie kolejnego Kinga jest przecież co najmniej absurdalne, ale chyba to właśnie podświadomie robię), czy się bać podczas lektury czy zachwycać kunsztem, jedno jest pewne: chcę próbować. A z kimś takim jak Tomasz Sablik mam okazję odnaleźć w polskim horrorze wreszcie to, czego szukam. Nawet jeśli jeszcze nie wiem czym TO coś jest.