Martin Widmark to jeden z najpopularniejszych pisarzy szwedzkich, tworzących współcześnie literaturę dziecięcą. W Polsce od 2008 roku ukazują się jego książki z serii „Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai, ale jego książki są popularne na całym świecie, tłumaczone na dziesiątki języków. Seria ta od dawna budzi moje zainteresowanie, bo mam w domu dwóch małych fascynatów detektywistycznych opowieści, jednak są jeszcze zbyt mali, by przebrnąć przez ponad stustronicową opowieść, dlatego, póki co, jedynym odbiorcą tej literatury jestem ja. Najnowsza część, „Tajemnica filmu”, właśnie dotarła na moją półkę.
Lasse i Maja mieszkają w małym szwedzkim miasteczku Valleby. Pewnego dnia przyjeżdża tam ekipa filmowa, by nakręcić film o miłości, lecz wymagający reżyser postawił warunek, że w filmie musi wystąpić jeden z tutejszych mieszkańców. Wybór pada na komisarza miejscowej policji, a żeby wczuł się w rolę, zostaje zamknięty na noc w klatce. Tej samej nocy ktoś włamuje się do sklepu optycznego, w którym można również kupić zegarki i rozkopuje całą podłogę! Dziwne to wszystko, musi mieć więc związek z ekipa filmową, która pojawiła się w miasteczku. Jedynym śladem pozostawionym przez włamywacza jest wazelina, którą wysmarowana została kamera w sklepie, by obraz przez nią przekazywany, był niewyraźny, co spełnia swoje zadanie. Na planie filmowym co najmniej dwie osoby używają wazeliny do układania i nabłyszczania włosów, a główna aktorka – do ust.
Całej historii smaczku dodaje postać Carla Henrika Gardenera, o którym Lasse i Maja przeczytali w starej gazecie w ramach pracy domowej. Mieli poszukać informacji o ciekawych mieszkańcach Valleby i natknęli się na notatkę o powrocie do miasta słynnego poszukiwacza złota, który osiedlił się w domu, w którym obecnie znajduje się sklep z okularami i zegarkami. Czy zatem włamanie może mieć jakiś związek z ewentualnym poszukiwaniem skarbu pozostawionego przez Gardenera? Przekonajcie się sami.
Przeczytałam książkę z wielką przyjemnością. Polecana jest dla dzieci w wieku 7-9 lat i świetnie nadaje się jako jedna z pierwszych lektur do samodzielnego czytania, bo ma dużą czcionkę, dużo ilustracji, a przede wszystkim wartką, wciągającą akcję, co razem stanowi ogromną zachętę do podjęcia wyzwania i prób poznawania treści bez pomocy dorosłych. Tajemniczy wątek kryminalny został tak poprowadzony, że dziecko z pewnością nie zorientuje się na początku, kto jest złodziejem, a wszystko zostaje dokładnie wyjaśnione pod koniec książki, każdy ślad omówiony, każde powiązanie dokładnie odkryte.
Nagrody przyznawane autorowi przez szwedzkie Jury Dziecięce z pewnością nie biorą się znikąd, o czym łatwo się przekonać, sięgając po książkę samemu, bo jest lekka, przyjemna, wciągająca i na tyle skomplikowana, na ile powinna być lektura ośmiolatka. Ilustracje Heleny Willis nie należą do słodkich, prostych rysunków przeznaczonych dla maluchów. Są charakterystyczne, rysowane jakby drżącą, niepewną ręką, za pomocą kreski nierównej, to cieńszej, to grubszej. Jest ich naprawdę dużo, przez co książkę, mimo że dość pokaźnych rozmiarów, czyta się bardzo szybko. Osobiście bardzo lubię takie wydawnictwa.
Fanów „Biura Detektywistycznego Lassego i Mai” z pewnością nie muszę przekonywać, że warto sięgnąć po ten tytuł. Tych, którzy jeszcze nie mieli okazji spotkać się z twórczością Martina Widmarka, serdecznie zachęcam, a wybór pozycji jest przebogaty. W Polsce ukazało się 27 części, do tego księgi łamigłówek i specjalne tomy zawierające opowiadania i mnóstwo zagadek. Lassego i Maję można też zobaczyć w trzech odcinkach filmowych.