Ajmal sprzedawał ciastka i cukierki w małym sklepiku w holu hotelu. Ostatnio jednak miał mało klientów. Czasem więc, gdy nudził się w pracy, szedł oglądać w telewizji polskie i czeskie bajki. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby sytuacja ta nie rozgrywała się w zniszczonym bombardowaniem afgańskim Kabulu.
Książka Åsne Seierstad “Księgarz z Kabulu” składa się właśnie z takich zwykłych historii, przedstawiając odległy Afganistan w sposób odmitologizowany, poprzez zwykłych ludzi, którzy często nie różnią się od nas samych.
Autorka udała się do tego kraju zaraz po upadku reżimu talibów, razem z wieloma innymi dziennikarzami. Ją jednak zainteresował Sułtan, który sprzedawał książki. Postanowiła zamieszkać u niego i napisać historię jego rodziny, a przez to opowiedzieć historię kraju. Nie poszła jednak oczywistym tropem, nie wybrała biednej i niewykształconej rodziny (w Afganistanie jest ogromny odsetek analfabetyzmu), tylko wybrała tamtejszą “klasę średnią”, ludzi światłych i kształconych.
Po pewnym czasie okazało się jednak, że to trochę jak z panią Dulską, inaczej przedstawiała się ta rodzina z zewnątrz, inaczej “od kuchni”. Na szczęście jednak autorka unika jednostronności, jej postacie są żywe i wielowymiarowe, a więc sam reportaż wydaje się być bardziej autentyczny. Nie ma tu właściwie postaci negatywnych, ani też tak w pełni pozytywnych. Autorka stara się być obiektywna w swoich ocenach, ale czuć, co jest akurat na plus, że bardzo lubi opisywaną przez siebie rodzinę. A rodzina to niemała, matka Bibi Gol urodziła 13 dzieci, a jednym z nich jest właśnie Sułtan, który ma dwie żony (a z nimi dzieci), jedną w Kabulu, drugą w Pakistanie.
A życie w Kabulu toczy się zwyczajnie, jak wszędzie, tu ktoś bierze ślub, tu biją się ze sobą bracia, syn buntuje się przeciwko ojcu, wyjeżdża z kolegami na wyprawę, która ma go odmienić, ktoś się zakochuje, a ktoś zostaje odtrącony. W tle zmieniają się powoli obyczaje, widać więcej wolności na ulicach bez talibów, choć wciąż panuje strach. Kobiety wciąż noszą burki, chociaż przed talibami tego nie robiły (w Afganistanie nosi się pełne burki, czyli materiał, który zasłania całe ciało kobiety, łącznie z oczami, które są zakryte siatką umożliwiającą patrzenie. Siatka jest na tyle małe, że kobieta chcąc spojrzeć na bok, musi obrócić całą głową i mąż wie, na co patrzy jego żona). Seierstad zresztą poświęca w książce wiele miejsca na opis sytuacji kobiety w Afganistanie, a, choć nie tragiczna, nie jest ona najlepsza (“Wartość panny młodej, to jej błona dziewicza, wartość żony, to liczba synów, których urodziła”).
Warto przeczytać tą książkę, bo porównanie na okładce jej autorki do Ryszarda Kapuścińskiego ma jednak dużo z prawdy. Tak jak nasz wybitny reportażysta zajmuje się ona losem zwykłych ludzi, a nie polityków, a pozytywny stosunek emocjonalny do swoich bohaterów sprawia, że i czytelnik patrzy na nich nie tylko jak na postacie książkowe. A dokładając do tego fabularyzowaną formę reportaży czyta się całość z wypiekami na policzkach.