Neil Gailman. Tego autora zna bardzo wielu czytelników. Ja natomiast po raz pierwszy zetknęłam się z jego twórczością stosunkowo niedawno, dlatego śmiem domniemać, iż istnieją jeszcze osoby, takie jak ja. Osoby, które „gdzieś” być może słyszały tutuł „Nigdziebądź” lub „Koralina”, ale nie przywiązały do nich szczególnej uwagi. I tak było ze mną, do czasu, gdy przeglądając półkę założyciela portalu nakanapie.pl, natrafiłam na intrygujący tutuł: „Księga cmentarna”. Mogę powiedzieć śmiało, że to dzięki kanapie odnalazłam Neila Gailmana.
Angielski scenarzysta, redaktor, twórca komiksów, opowiadań grozy oraz powieści takich jak: „Dobry omen”, „Gwiezdny pył”, „Chłopaki Anansiego”, MiędzyŚwiat” napisał czarującą powieść, którą mnie jako „niewielbicielki” scince fiction, udało się porwać od pierwszej strony.
Jak zdradził autor na jednym ze spotkań w warszawskim empiku, pomysł napisania „Księgi cmentarnej” pojawił się w momencie, kiedy ze swoim synem odwiedział bliski miejscu zamieszkania cmentarz. Wtedy to Gailman spokojnie pracował, a potomek bawił się pomiędzy nagrobkami, skutecznie oduczając się od trójkołowego rowerka, o którym w żaden nie umiał zapomnieć.
Wtedy to na wzór „Księgi dżungli” Josepha Rudyarda Kiplinga, powstała pomysł o napisaniu książki o małym chłopcu wychowanym przez duchy.
Fabuła z przystępnym językiem, barwna z nutą grozy, przedstawia czytelnikowi niezwykłe miejsce: kilkusetletni cmentarz, gdzie pochowani są rdzenni mieszkańcy. Tutaj chłopiec o imieniu Nikt Ovens (w skrócie Nik) cudem zostaje uchroniony od śmierci. Opiekę nad nim sprawuje nieżyjące od paru wieków bezdzietne małżeństwo. Nietypowe miejsce staje się domem dla niespełna dwuletniego chłopca, tu zaczyna się życie wypełnione przygodami, zabawa, nauka, nawiązują się nietypowe przyjaźnie. Tutaj przez kilkanaście lat główny bohater ma zapewnione bezpieczne miejsce zamieszkania, a duchy chronią go przed czyhającym na niego mordercą.
To tu Nik dowiaduje się jak pląsać taniec „Makabrella” i jak unikać kontaktu z „ghulami”. Rozmawia ze zmarłymi poetami, poznaje czarownicę.
Zaciekawiła mnie wartość merytoryczna książki. W dobie obecnych badań i niekończących się pytań: czy istnieje życie pozagrobowe, autor odpowiada: tak. I to życie równie wielobarwne, co przed śmiercią, a nawet barwniejsze, magiczne, mimo iż jak żywych dopadają mieszkańców cmentarza troski, radości, wątpliwości, strach o najbliższych.
Rozdziały książki tworą spójną całość. Autor przechodzi od jednego wątku do drugiego praktycznie nie ujawniając granic. Powieść zamyka w ciepłych ramach opowieści scince fiction, oswaja poniekąd czytelnika z cmentarzem.
Postaci mistrzowsko wykreowane, interesujące, a co ważniejsze są nakreślone lekkim piórem. To sztuka ująć w tekście magię świata umarłych, bez przerysowania i górnolotnych frazesów. Jest również sztuką jest stworzyć współczesną baśń zarówno dla młodzieży, jak i dorosłych.
Odpowiednia dawka surrealizmu, brak moralizatorstwa, przestawienie miejsca spoczynku zmarłych od pozytywnej strony, to jedne z wielu zalet. Czytelnik znajdzie w „Księdze cmentarnej” przeplecione poczuciem humoru historie pełne grozy, jak i życiowe wartości przekazywane Nikowi Owensowi przez przybranych rodziców: czym jest przyjaźń, miłość, opiekuńczość, odwaga i odpowiedzialność.
W większości miejscem akcji jest oczywiście cmentarz. Jednak akcja wybiega również do pobliskiego miasteczka, a co ciekawsze również do mrocznych tuneli pod jaskinią Smoka Wawelskiego w Krakowie.
Wiele już powiedziano na temat tej książki, jak i samego autora. W mojej ocenie, w skali 10/10, odbieram ją na 9,5 pkt. Dlaczego? Otóż pod mistrzowską fabułą, zdobytą przez autora moją sympatią, jedynym minusem jest „superniezniszczalność” głównego bohatera, wychodzącego cało z wszelkich tarapatów.
Książkę polecam wszystkim. I młodszym i starszym. A szczególnie osobom nie lubiącym świata fantasy.
Ja jako stroniąca od tego gatunku, zostałam skutecznie przekonana do przeczytania następnych powieści, a być może i komiksów Neila Gailmana.
winterolmostover