Natasza to młoda kobieta, która od miesięcy zmaga się z depresją i stroni od ludzi. Nowe sąsiedztwo bardzo ją irytuje – młodzi ludzie często hałasują, zakłócając jej rytm dnia i nocy.
Norbert to imprezowicz i muzyk. Nie rozumie swojej sąsiadki, ale jednocześnie jest nią coraz bardziej zaintrygowany.
Oboje zdają sobie sprawę, że betonowa ściana nie jest jedynym murem, który ich dzieli. Należą do dwóch różnych światów, które nigdy wzajemnie się nie zrozumieją.
Za ścianą chciała słyszeć tylko ciszę.
On chciał jedynie zobaczyć jej uśmiech.
Weszli w układ, którego finału nie przewidzieli.
Czasem coś, co łączy, tak naprawdę dzieli.
J. Harrow kolejny raz zaskoczyła pozytywnie i twardo trzyma swoje miejsce w pierwszej trójce moich ulubionych polskich autorów. „Ściana” to książka, która ukazała się dzisiaj na wydawniczym rynku nakładem nowego wydawnictwa Imagine Books i którą KONIECZNIE musicie przeczytać, licząc się z tym, że na dobre porwie Was rzeczywistość Nataszy i Norberta. A jest to świat, w którym nie brak problemów, w którym został poruszony społeczny problem i w którym nic nie będzie kolorowe, jeśli bohaterowie sami nie nadadzą swojej rzeczywistości wyrazistych barw.
Tak naprawdę, nie jestem w stanie powiedzieć, co w tej książce urzekło mnie najbardziej, bo ona jako całość urzekła mnie nie w stu, a w dwustu procentach.
Bardzo podoba mi się postać Nataszy. Młodej kobiety, która za sprawą wydarzeń, które ją dotknęły, zatraciła siebie. Odizolowała się od społeczeństwa, popadła w rutynę, z której nie potrafiła się wydostać, a ukojenia dla swojej psychiki szukała w samotności i kolejnych butelkach alkoholu. Jedyną osobą, na którą potrafiła się otworzyć, była jej siostra. Ta jedna, najbliższa osoba, przed którą potrafiła być sobą, zarówno tą złą, jak i dobrą wersją. Przyznam szczerze, że sposób, w jaki została ona przedstawiona, to jak dobrze zostały opisane jej odczucia i jak zostały wytłumaczone decyzje, które podejmowały, doprowadziły do tego, że z dziecinną łatwością przyszło mi zrozumienie tej postaci. Spory wpływ na to miał fakt, że potrafiłam w niej dostrzec jakąś cząstkę samej siebie, więc to, co robiła, jak się czuła i jakie decyzje podejmowała, chwytało mnie za serce, doprowadzało do ucisku w gardle i zastanowienia się nad wieloma rzeczami. Jeszcze bardziej spodobało mi się to, w jaki sposób Natasza zaczęła się zmieniać. Fakt, że potrafiła się przełamać i odejść od znanej sobie, bezpiecznej rutyny, wywołał uśmiech i dumę z tego, że zrobiła jakiś krok do przodu i zmusiło do trzymania kciuków, by się udało.
Jeśli chodzi o Norberta, jego również nie da się nie polubić. Podobnie jak Natasza, on również ma swoją przeszłość, której musi stawić czoła. Jest ona inna, ale równie bolesna. Mężczyzna w przeciwieństwie do Nataszy znajduje inne sposoby na odreagowanie i danie upustu temu, co w nim siedzi. Jest charyzmatyczny, towarzyski i na swój sposób naprawdę zabawny, co idealnie kontrastuje z postacią jego sąsiadki i pokazuje, że przeciwieństwa mają szansę na to, żeby się przyciągać, a to stwierdzenie to nie są puste słowa. Początkowo nawet trochę mnie irytował. Myślałam, że będzie to jedna z tych męskich postaci, gdzie facet ma się nie wiadomo za kogo i liczy się dla niego tylko dobra zabawa, kobiety, które można zmieniać, jak skarpetki i który jest zapatrzonym w czubek własnego nosa bucem. Okazało się jednak, że to facet z dobrym sercem, który ma swoje wartości, przekonania, a przy tym kieruje się zrozumieniem, cierpliwością i potrafi wyciągnąć do drugiej osoby pomocną dłoń.
Cała ich relacja również ma w sobie to coś. Zaczyna się dość… niewinnie. Dwoje sąsiadów, ciężkie początki, potem pierwsze spotkania i powoli narastająca sympatia, dzięki której ta dwójka zaczyna się na siebie coraz bardziej na siebie otwierać. Rozmawiają, spędzają ze sobą upojne chwile, wspierają się w różnych aspektach dnia codziennego, a na to wszystko dają sobie zaledwie miesiąc, bo na tym polega układ, w który zdecydowali się wejść. To wystarczy jednak, byśmy mogli zapoznać się z tajemnicami, które w sobie skrywali, zrozumieć ich i dojść do momentu, w którym długo odkrywana tajemnica doprowadza do momentu, w którym czujemy, że serce zaczyna pękać, a oczy wilgotnieją od łez.
Tu zrozumiałam, dlaczego w pakiecie z książką, autorka podzieliła się chusteczkami. Nie ma się co oszukiwać, są potrzebne, o ile nie jesteśmy bezlitośni i nieczuli. Dawno żadna książka nie wymusiła na mnie tylu łez. Właściwie ostatnią, której się to udało, był Promyczek od Kim Holden. Tu zaś sytuacja się powtórzyła i wiem, że jeszcze długo ta historia będzie mi siedzieć w głowie, a za jakiś czas wrócę do niej raz, drugi, trzeci. Bo warto wracać do książek, które są życiowe, które zmuszają do refleksji i chwytają za serce. J. Harrow w przypadku tego tytułu przeszła samą siebie. Śmiało mogę stwierdzić, że jest to jak dotąd najlepsza książka, która wyszła spod jej pióra i pierwsza, w której cytaty spisywałam regularnie, by móc do nich wracać i pomyśleć nad otaczającą mnie rzeczywistością.
Reasumując, jeśli chcecie spędzić dzień z naprawdę dobrą książką, która pochłonie Was do reszty, która zapadnie Wam w pamięć i znajdzie sobie stałe miejsce w Waszych czytelniczych sercach, to nie możecie przejść obojętnie obok „Ściany”. Mamy tutaj dwa światy, odmienne, a zarazem takie, które łączy smutna przeszłość. Budowanie relacji od podstaw i bohaterów, którzy chcą się podnieść z kolan. Autorka w jednym momencie doprowadza nas do śmiechu, a w kolejnym zrzuca na nas olbrzymią, emocjonalną bombę. Lawiruje między jednym a drugim z niesamowitą łatwością, sprawia, że ciężko jest oderwać się od kolejnych rozdziałów, że chce się więcej i więcej. Na koniec zostawia nas z głową pełną myśli, poczuciem pustki i rozczarowaniem, że to już koniec.
Krótko mówiąc, jako ambasadorki medialne „Ściany” gorąco polecamy ten tytuł każdemu, kto chce spędzić czas z bardzo wartościową lekturą. Nie zastanawiajcie się i sprawcie go sobie, bo gwarantujemy, że nie pożałujecie. Ponadto niedługo zorganizujemy dla Was rozdanie, w którym do zdobycia będzie egzemplarz ściany. A po rozdaniu… Zobaczycie!