„[..] (…) Czasem coś, co łączy, tak naprawdę dzieli [...]”
Piękna bez dwóch zdań, emocjonalna na pewno oraz bez dwóch zdań rozpalająca zmysły i wyostrzająca apetyt na więcej.
Taka jest historia dwójki osób, których połączyła ściana. Ściana, która stanowiła pomiędzy nimi mur, ale była ich ostoją i bezpieczeństwem. Bo ściana ta nie tylko była realną rzeczą, dzielącą pomieszczenia czy pokoje. Ta ściana była również ich emocjonalnym murem, murem, który bronił dostępu do ich bardzo poranionego serca i duszy. Mur, który wybudowali latami i przez którego było się bardzo ciężko przebić. To jest właśnie historia o Nataszy i Norbercie. Dusze, żyjace obok siebie, zajmujące się zupełnie innymi branżami. Ona, nauczycielka matematyki, zmagajaca się z depresją po utracie kogoś, kto dawał jej poczucie bezpieczeństwa, on nauczyciel fortepianu, hulaka, bardzo imprezowy chłopak. Jednakże gdzieś pod tą skorupą tego imprezowego życia, kryła się jego przeszłość. Demony, które nie pozwalały mu żyć, ani ułożyć sobie życia na nowo i na dłuzej. Ona i on weszli w układ, na który każdy z nich się zgodził. Jednakże los postanowił inaczej im zagrać, a finał był jeden, którego ani Natasza ani Norbert się nie spodziewali.
Bardzo polubiłam bohaterów. Mimo iż z początku Norbert był dla mnie takim cwaniaczkiem, lubiącym dobre imprezy i dziewczyny, to jednak z kartki na kartkę przekonywał mnie do siebie. A mianowicie tym w jaki sposób postępował z Nataszą. Chciał ja wyrwać z marazmu, z tej ciszy, którą ona tak lubiła, żeby w końcu poczuła się wolna i nieskrępowana. A Natasza? Poniekąd w jej zachowaniu troszkę zauważyłam siebie. Snucie czarnych wizji, planowanie wszystkiego, bycie wystraszoną i przerażoną. Ale im bardziej akcja się rozwijała, tym bardziej rozwijała się i rozkwitała Natasza. Przy Norbercie już nie była tą zahukaną dziewczyną stroniąca od ludzi, ale dziewczyną uśmiechająca się do wszystkich, a przede wszystkim do samej siebie.
Już wiem dlaczego do książki dołączona była paczka chusteczek. Autorka stworzyła ogromny rollecoaster emocji, który całkowicie mnie pochłonął i sprawił, że ta paczka nie wystarczyła, aby ogarnąć moje łzy lecące po policzkach. Na początku wycierałam je, ale po chwili się poddałam. Niech se lecą. To one są wyznacznikiem tego, że ta historia chwyciła mnie za serce. Poruszyła moje najbardziej delikatne struny mojej duszy, przez co nie chciałam się od niej oderwać. Bywały momenty w których moje usta wyginały się w łuk coś na kształt uśmiechu. Zostałam wzięta do świata emocji i nie chciałam z niego wyjść. Gdy skończyłam czytać ostatnie słowa, żałowałam, że to tak szybko. Tak szybko wszystko się potoczyło.
Autorka w swej historii, że mogą być wokół nas ludzi, którzy w samotności potrafią przeżywać przeszłość tak traumatyczną, że nie są w stanie sobie z nią podzielić. Że są osoby, które z powodu złych doświadczeń, wybudują tak wysoki mur jak ściana w ich pokoju, że zostaną oddzieleni od wszystkiego i z pozoru da im to poczucie bezpieczeństwa. Jednakże ta historia pokazała, że etapem małych kroków i kroczków, mając przy sobie osobę, która po prostu będzie i będzie cie wspierać, jest się w stanie powoli zdejmować te cegły, które są wokół siebie. Nauczyłam się z tej historii jednej rzeczy. Przeszłość w końcu należy zostawić za sobą, oddzielić grubym murem, zostawić i żyć teraźniejszością. Nie planować. Tak naprawdę czas pokaże co się dalej z tym wszystkim i naszym szczęściem stanie..