Thomasa Harrisa chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. To pisarz, który stworzył Hannibala Lectera. Uznawany za jednego z najwybitniejszych twórców thrillerów psychologicznych, po 13 latach milczenia powrócił na rynek pisarski z „Cari Morą”, powieścią, która zbiera bardzo skrajne oceny. Autor większą część życia spędził w Nowym Jorku, teraz jednak mieszka w Miami na Florydzie, gdzie umieścił też akcję swojej najnowszej powieści.
Mimo sławy autora, muszę zaznaczyć, że nie czytałam jego wcześniejszych książek, więc „Cari Mora” to było moje pierwsze zetknięcie z jego twórczością. Czy udane?
W Miami stoi dom. To dom Pabla Escabara pełen makabrycznych rekwizytów filmowych, manekinów, szaf grających, można tam znaleźć nawet krzesło elektryczne. Około 30 lat temu został tam ukryty skarb. Było już kilku śmiałków go poszukujących, jednak tylko jedna osoba na świecie posiada wiedzę na temat jego miejsca położenia. To stary człowiek dogorywający w szpitalu. Człowiek, o którym wiedzą Don Ernesto oraz Hans-Peter Schneider – dwaj panowie, którzy są zdeterminowani odnaleźć ukryte złoto, mimo że sami na biedę nie narzekają. Hans-Peter wprowadza się do wspomnianego domu i z ekipą kilku rzezimieszków rozpoczyna demolowanie piwnicy. Całą posiadłość nadzoruje Cari Mora, Kolumbijka, która została poproszona o opiekę nad ekipą. Dziewczyna orientuje się, że są to bardzo niebezpieczni ludzi i szybko stamtąd ucieka, jednak nie na tyle szybko, by Hans-Peter nie zauważył jej wyjątkowości. Cari obudziła w nim pewne chore pragnienia i żądze, które owładnęły jego całe jestestwo...
Od strony kompozycji książka składa się z 43 rozdziałów. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego. Narrator jest wszechwiedzący, zna przeszłość bohaterów, jednak świat przez niego przedstawiony jest bardzo beznamiętny. Opisuje to co widzi, skupiając się w równych częściach na postaciach i otoczeniu. Muszę przyznać, że ten sposób narracji jest rzadko spotykany, przez co początek był dla mnie dosyć ciężki do zrozumienia, jednak gdy już wgryzłam się w ten styl, a wydarzenia i postacie zaczęły się ze sobą łączyć, to lektura mnie usatysfakcjonowała. Jest inaczej, przez co rozumiem tak rozbieżne opinie o tej książce – w końcu nie wszystkim będzie odpowiadała czysta relacja wydarzeń bez wyjaśnień dotyczących odczuć bohaterów.
A bohaterzy są naprawdę oryginalni! Hans-Peter to okropny człowiek, zło wcielone i potwór. Ma chore fascynacje, a ich opisy powodowały u mnie obrzydzenie i ciarki. Aż cała się wzdrygałam! (Nie radzę przy tej książce jeść!). Hans-Peter nie postrzega życia w sposób zwyczajny, to mocno psychopatyczna postać.
Obiektem jego fascynacji stała się Cari Mora. Caridad. Młoda dziewczyna, która jako dziecko została zaciągnięta do armii partyzantów w Kolumbii. Tam szybko dorosła, ale dzięki pewnemu człowiekowi nauczyła się odróżniać dobro od zła. Teraz Cari ma tymczasowe pozwolenie na przebywanie w Stanach, sprząta, pielęgnuje starszych, opiekuje się zranionymi ptakami. Robi wszystko by przetrwać, by się utrzymać, by móc w Stanach pozostać. Jej pragnieniem jest własny dom i praca weterynarza. To świetna, silna postać, od samego początku zapałałam do niej olbrzymią sympatią!
W książce poza tymi postaciami jest sporo bohaterów noszących imiona kolumbijskie i meksykańskie, przez co trochę zlewają się w jedno, szczególnie na początku. Jednak radzę się nie zniechęcać, około setnej strony postacie zaczynają się utrwalać i mętlik się zdecydowanie zmniejsza, sytuacja stabilizuje.
Prócz rzadko spotykanego sposobu narracji i oryginalnych bohaterów warto też zwrócić uwagę na przedstawienie otoczenia w powieści. Narrator dosyć dokładnie opisuje jego wygląd, ale prócz drzewek owocowych i egzotycznych zwierząt sytuacja nie wygląda dobrze. Ocean jest pełen śmieci, w które wplątują się zwierzęta, jest brudno i śmierdząco. Obraz tego jest na tyle pełny, że nie wydaje mi się, by autor odbiegał sporo od prawdy. To smutny, brudny świat, doprowadzony przez człowieka do tak żałosnego stanu.
Moją uwagę w książce też przyciągnęło traktowanie zwierząt, a szczególnie ptaków. Cari pracuje w organizacji opiekującymi się ptakami, sama ma papugę, która jest do niej tak przywiązana, że można z nią chodzić wszędzie na ramieniu. Sama jestem właścicielką papugi, dzięki temu inaczej patrzę na los naszych małych przyjaciół, więc sposób ich przedstawienia w powieści bardzo mi się podobał.
Podsumowując, „Cari Mora” to dobra książka. Owszem, początek był dosyć trudny, ale myślę, że dalsza część mi go wynagrodziła. Akcja jest poprowadzona ciekawie, lubię historie o złodziejach, więc i ta przypadła mi do gustu. Bohaterowie oryginalni, narracja również, świat przedstawiony surowo i beznamiętnie. To książka inna niż wszystkie, warto zwrócić na nią uwagę.
kryminalnatalerzu.pl