Pierwszy tom trylogii Prawda zapisana w popiołach przeczytałam jeszcze w ubiegłym roku. Po upływie kilku miesięcy nareszcie mogłam zabrać się za kontynuację. Oczywiście, nie obyło się bez licznych zaskoczeń czy łez... Cóż ta Joanna Jax ze mną robi?
Szesnaście lat po wojnie w Polsce wcale nie jest spokojniej. Zimna wojna robi się coraz bardziej zaciekła, na całym świecie wrze, a Polacy próbują jakoś odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Bohaterowie powieści również nie są beztroscy. Czas zmusił ich do naprawy prywatnych relacji, by uciszyć wyrzuty sumienia. Mimo wielu wad i niezbyt dobrych pomysłów mogą liczyć na wsparcie ze strony bliskich im osób. Czy dadzą radę pokonać również inne przeciwności losu?
Mogłabym jak zwykle zacząć od tego, co uważam na temat bohaterów, jednak od czasu lektury pierwszej części niewiele się zmieniło. No dobra, skłamałam. Nela Domosławska, którą pokochałam miłością wielką, szczerą i niezwyciężoną tak, jak kocha się swoją rodzinę, jeszcze bardziej zyskała w moich oczach. Wiedziałam, że ta dziewczyna ma w sobie wielką odwagę, siłę do walki o lepsze życie dla siebie i jej bliskich, jednak tutaj zaskoczyła mnie swoją odwagą, kiedy zdecydowała się na wyjazd do Afryki. Jako korespondentka wojenna Nela sprawdza się idealnie i szczerze mówiąc, widzę ją w stu procentach właśnie na takim stanowisku w redakcji.
Znacznie lepiej poznałam również Nadię, która pojawiła się już w poprzedniej książce, ale przyznam szczerze, że nie zapisała się w mojej pamięci zbyt dobrze. Tutaj jednak autorka przestawiła jej postać szerzej, dzięki czemu mogłam stwierdzić w stu procentach czy jest to postać, którą lubię czy też nie. No i na początku nie była to bohaterka, z którą poszłabym konie kraść, jednak z czasem ujrzałam w niej kobietę zagubioną, zranioną oraz taką, która zdecydowanie zasługuje na uwagę i sympatię. Owszem, popełniła sporo błędów, jednak człowiek uczy się na nich całe życie.
Nie zabrakło również obecności pozostałych postaci. Mateusz, Błażej, Gabrysia, Szymon... Wszyscy oni sprawili, że na nowo wciągnęłam się w ich dość poplątaną historię. Nie udałoby się to jednak gdyby nie warsztat i umiejętność przyciągania czytelnika, jakie posiada Joanna Jax.
Wydawać by się mogło, że skoro jest to powieść obyczajowa, to i akcja nie będzie jakaś przesadnie dynamiczna czy też wzbudzająca napięcie w odbiorcy. Nic bardziej mylnego! Czytając Krzyk zagubionych serc, czułam mnóstwo emocji, a jedną z nich było napięcie w oczekiwaniu na to, co wydarzy się kilka stron później. Dodatkowym urozmaiceniem historii jest fakt, że akcja toczy się w różnych miejscach świata. Polska, Londyn, Afryka czy Stany Zjednoczone – tutaj po prostu nie da się nudzić.
Jestem absolutnie zauroczona tą powieścią. Mam wręcz wrażenie, że jest ona lepsza niż tom pierwszy, a to świadczy tylko o dużym progresie, jaki poczyniła autorka (choć nie wiem, czy da się pisać lepiej, bo pani Jax już robi to świetnie). Czy muszę Was jeszcze bardziej przekonywać do sięgnięcia po tę serię? Mam nadzieję, że nie. Jeżeli nieobce Wam powieści obyczajowe, w których ludzkie dramaty splatają się z nadzieją na lepsze jutro – nie ociągajcie się i czytajcie.