„Krew pod kamieniem” to komedia kryminalno-sensacyjna, której akcja przenosi nas do Torunia. Mamy tutaj mariaż historii sięgającej średniowiecza z okresem PRL-u, zwieńczonym współcześnie prowadzonym śledztwem. A cała sprawa rozpoczyna się od martwego dyrektora toruńskiego muzeum i kilku zdjęć. Za jej rozwiązanie bierze się dwójka śledczych. Jakub Laskowski – pozornie nierozgarnięty komisarz o nieco nieokrzesanym i mało subtelnym stylu bycia, ze specyficznym, przyciężkim dowcipem, oraz podkomisarz Aleksandra Bereszyn – obdarzona znacznie większą wrażliwością i delikatnością, co fajnie równoważy toporność Kuby. Stanowią jednak zgrany, przenikliwy, błyskotliwy i skuteczny duet.
Nie jestem szczególną fanką komedii kryminalnych, toteż nie oczekiwałam po tej książce zbyt wiele. Jednak z ogromną satysfakcją muszą przyznać, że powieść okazała się świetna. Cała kanwa historyczna i wątek kryminalny o nią oparty są bardzo zmyślnie połączone. Widać, że autor posiadł odpowiednią wiedzę i dokładnie przemyślał tok fabularny. Stopniowo ujawniał kolejne aspekty, podając drobne, pozornie mało znaczące informacje czy podsuwając nowe tropy, dzięki którym wydarzenia nabierały rumieńców, pozwalając stawiać kolejne hipotezy, aż do brawurowego zakończenia. Elementy historii były spójne i niczym puzzle pięknie wpadały na właściwe miejsca, tworząc kompletny obraz. Aż trudno uwierzyć, że to powieść debiutanta.
Autor posługuje się lekkim, naturalnym stylem, otoczka historyczna przekazana jest ciekawie i, co ważne, pozbawiona jest cech nudnego, akademickiego wywodu. Humor w powieści nie jest sztuczny, wypływa naturalnie, co przekłada się na świetne dialogi. Narracje pozadialogowe również pisane są jakby z lekkim przymrużeniem oka, lekko sarkastycznie. Klimatem powieść przypomina mi kryminały z dawnych lat, w których fabuła zorganizowana jest wokół działań dochodzeniowo-śledczych dot. zbrodni, a nie spływa litrami krwi i nie ginie w stercie poćwiartowanych ciał. Jestem fanką soczystych thrillerów, ale też uczciwie mówiąc, tej klasyki kryminału jest dzisiaj coraz mniej, dlatego cieszy mnie, że „Krew pod kamieniem” trochę przełamuje ten trend.
Książkę miałam przyjemność przeczytać, kiedy jeszcze była w fazie rozwojowej i jej losy wydawnicze były więcej niż niepewne. Autor planował selfpublishing, jednak ostatecznie powieść trafiła pod skrzydła zacnego wydawnictwa, co wyszło jej tylko na dobre. Piękna okładka to także zapowiedź ciekawego wnętrza.