Książka przyszła do mnie pocztą w środę 17 stycznia 2018, jednak tak naprawdę dopiero w piątek mogłem się zabrać za jej czytanie. Nie ukrywam, że będąc pod ogromnym wrażeniem projektu graficznego okładki, która wygląda jak tablica szkolna z narysowanymi kredą ludzikami (ogromny szacunek za pomysł i wykonanie), pomimo braku czasu już pierwszego dnia z ciekawości przeczytałem ok 50-60 stron i z krzesła nie spadłem: zapowiadała się zwyczajna książka obyczajowa. Do tej pory nie spotkałem wielu dobrze napisanych książek w których akcja toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych. Dodatkowo jeszcze wiedza, że to debiut autorki nie działała na mnie zachęcająco. W czwartek nie miałem chwili wolnego czasu, więc z pewną doza niepewności usiadłem do czytania dopiero wczoraj wieczorem. Usiadłem i… nie wstałem do 01:00, do ostatniej strony!
Przyznam się, że już dawno nie czytałem tak dobrze napisanej książki. Historia rozwija się spokojnie i sennie aż do chwili gdy czytelnik orientuje się iż został wciągnięty jak w bagno w diabelnie inteligentną i wielowymiarową akcję gdzie jedna tajemnica pociąga za sobą kolejne. Autorka miała niezwykle oryginalny pomysł na historię i „sprzedała” go w bliski ideałowi sposób. Udało jej się pokazać, że zwykłe senne miasteczko, zamieszkałe przez zwykłych ludzi wcale nie jest takie szare i sztampowe jak może wydawać się osobie przyglądającej się z boku. Mieszkańcy mają swoje tajemnice, wady, zalety i przekonania w obronie których gotowi są walczyć. Czytając zaczynamy powoli dostrzegać dziwne, niezrozumiałe i tajemnicze związki między przedstawionymi postaciami i na pozór całkowicie oderwanymi od siebie zdarzeniami. Dochodzi do świadomości odbiorcy, że jedno wydarzenie z przeszłości może pociągnąć za sobą lawinę zdarzeń, które będą miały swoje konsekwencje w przyszłości. CJ Tudor udało się też wpleść w akcję pierwotne ludzkie instynkty, takie jak zazdrość, strach, nienawiść i zemsta, która mająca być w założeniu słodką po latach okazuje się gorzka i niszczycielska.
Przedstawione osoby są ukazane w sposób realistyczny, bez zbędnych przerysowań czy uwypukleń co pozwala czytelnikowi odnieść wrażenie, że akcja toczy się dosłownie obok. Dodatkowo naprzemienne ukazywanie w rozdziałach wydarzeń z przeszłości i teraźniejszości pozwala odbiorcy na stopniowe i płynne zagłębianie się w historię której motywem przewodnim są rysowane kredą ludziki. Każdy rozdział kończy się w taki sposób, że odbiorca nie może sobie odmówić zaczęcia kolejnego – mistrzem takiego prowadzenia akcji jest dla mnie Chris Carter.
Głównymi bohaterami jest grupa nastoletnich przyjaciół, jednak nie tylko. Podczas lektury dowiadujemy się, że również dorośli mieszkańcy Anderbury odgrywają znaczącą rolę i mają duży wpływ na kierunek i tempo akcji. Dzięki zabiegowi polegającemu na równoczesnym opowiadaniu historii na dwóch płaszczyznach czasowych (lata 80-te i czasy współczesne) autorka w perfekcyjny sposób wplotła w wartką akcję kryminalną wątek psychologiczny. Każda z przedstawionych postaci ma bogaty bagaż doświadczeń emocjonalnych i uwarunkowań społecznych. Ma to wpływ na ich wzajemne stosunki, zarówno w czasie gdy paczka nastoletnich przyjaciół odnajduje rozczłonkowane zwłoki, jak również po upływie 30 lat, gdy historia z przeszłości powraca i ponownie wywraca do góry nogami życia bohaterów.
Kończąc dodam, że finałem całej historii byłem mocno zaskoczony, co oczywiście jest dodatkowym plusem dla autorki. Podczas czytania książki miałem oczywiście swoje typy, a nawet jednego „pewniaka”, nie spodziewałem się jednak aż takiej przewrotności i fajerwerków na koniec.
Gorąco polecam ten debiut literacki i jednocześnie ostrzegam: oderwanie się od czytania może okazani się trudnym do osiągnięcia.