„Nie, piekło nie ma nic wspólnego z miejscem - piekło wiąże się z ludźmi. Może to ludzie są piekłem”
Jakże często wyobrażamy sobie piekło jako miejsce pełne smoły i ognia. Gdzie w kotłach kary odbywają grzesznicy. Nic dziwnego kultura zakorzeniła w nas ten obraz. Obraz tragiczny i straszny. Weźmy, chociażby pod uwagę obraz Botticellego „Piekło”, który obrazuje dziewięć kręgów piekła przedstawionego w „Boskiej komedii”. Od zarania dziejów ludzie boją się tego, co nieznane, a wszystkie złe cechy przypisują „diabłu” czy innemu Złu. Nie bierzemy pod uwagę, że to człowiek jest tym Złem, który niszczy i zabija. Nie dopuszczamy do siebie tej myśli, bo jest ona straszna.
Kiedy Erna Brown wyrusza, aby wypełnić służbowe polecenie, nie wie, że na swojej drodze spotka właśnie takie Zło. Kiedy jej auto psuje się w drodze, zrozpaczona wyrusza na poszukiwanie pomocy. Podróżując lasem, zaczyna dostrzegać zjawy, jednak zrzuca to na uderzenie w głowę. W końcu trafia do Hotelu Hommander. Tam spotyka grupę ludzi, którzy wypoczywają, rezygnując z wszystkiego, co współczesne. Erna przyjmuje ich pomoc, jednak nie zdaje sobie sprawy, że tajemnice, które skrywają mury hotelu, na zawsze odmienią jej życie, a Zło kryje się w każdym z gości.
Pierwszym co rzuca się w oczy to przepiękna okładka. Od razu daje nadzieję na świetne wnętrze, ale jak to mówią „nie oceniaj książki po okładce”.
Niestety, ta pozycja nie jest tak wspaniała, jak okładka. Powiedziałabym, że należy do tych średniaków. Wstęp jest długi, mam wrażenie, że wydłużony na maxa. Każdy z bohaterów książki jest opisany dokładnie. Wiem, czym się zajmuje, gdzie mieszka i co lubi. Sprawia on wrażenie takiego dossier. Lepiej byłoby, gdybyśmy tych bohaterów poznawali z czasem. Niestety, już we wstępie zdradzona jest cała tajemnica książki i dla sprawnego oka rzuca się ona od razu. Tak więc już od początku książki znałam jej tajemnicę.
Kolejnym co rzuca się w oczy to opisy. Są długie, rozciągnięte, nic niewnoszące do książki. Przez nie przeskakiwałam wzrokiem. Autorka napisała wszystko. Nie ma tu miejsca na niedopowiedzenia. A szkoda, bo bez tych opisów książka byłaby świetna i o połowę krótsza. Tak naprawdę książka rozkręca się dopiero po jakichś 450 stronach. Nie żartuję.
Od tego momentu robi się naprawdę ciekawie. Mamy zwroty akcji, zaczyna pojawiać się napięcie i akcja zaczyna się rozkręcać. Zaczęłam czytać ją z większą przyjemnością. Do końca nie byłam pewna, jak to wszystko się potoczy.
Równie mocnym elementem, były odniesienia historyczne. Te momenty, w których były przedstawiane, czytałam z przyjemnością. Od razu na myśl przychodzą książki Dana Browna i jego słynny „Kod Leonarda da Vinci”. I chyba każdy, kto zna książki czy chociaż filmy zgodzi się z tym porównaniem.
No i końcówka. Muszę przyznać, że to ona zbudowała tę książkę i uratowała ją przed słabą oceną. To, co się wydarzyło w końcówce, lekko mnie zatkało. Nawet bardziej niż lekko. Nie spodziewałam się totalnie tego, co się wydarzy.
Uważam, że książka jest ciekawa i warta przeczytania. Chociażby po to, aby samemu wyrobić sobie o niej zdanie. Pozycja nietuzinkowa, inna, ciekawa mimo wszystko. Świetnie oddaje to, co napisałam na początku. Stąd też ten cytat. Zło nie jest czymś nadnaturalnym. Piekło nie jest miejscem. To ludzie są źli i to oni czynią zło, a nie są popychani przez większą siłę.