Przeczytałem ostatnio dwie książki o SKW, czyli Służbie Kontrwywiadu Wojskowego. Pierwszą z nich była „Firma” Lecha Kostrzewy, przedstawiająca SKW jako grupę siedzących za biurkami, a czasem spotykających się w kawiarni z agentami, znudzonych i myślących głównie o awansach i fajrancie urzędników.
Czymś zupełnie innym jest „Jeremiada”, czyli czwarta część przygód oficera SKW Radosława Sztylca. Tu polski oficer jest żołnierzem z krwi i kości, używającym broni, walczącym w Afganistanie przeciwko talibom, a w Polsce przeciwko bezwzględnym zabojcom z GRU. Sztylc dostaje od CIA nietypowy prezent: okazuje się, że od 14 lat ma córkę, a jej matka, oficer amerykańskiej służby, być może wcale nie zginęła podczas zamachu w Afganistanie. Aby to sprawdzić, Sztylc wyrusza w podróż, ale tam już na niego czekają. Talibowie wyznaczyli za jego głowę 150 tys. dolarów nagrody.
Niemała część książki jest mocno przegadana i może z czasem znudzić, ale warto czytać dalej, bo potem akcja jest wartka, kule świszczą, rakiety wybuchają, a i trup się gęsto ściele. Co gorsza, przeciwnikami Sztylca są także polscy zdrajcy, chodzący na pasku GRU. Kafir przedstawia tu ciekawą hipotezę, w myśl której rosyjski wywiad wojskowy ma agenturę nawet wśród polskich biskupów, a przez to „przełożenie” na prawicowych polityków.
Kafir, czyli „niewierny”, ma za sobą lata służby w Wojskowych Służbach informacyjnych (WSI) i w SKW, w tym w Afganistanie. Nie jest to więc pisarz-fantasta, ale ktoś, kto wie, co przelewa na papier. Ten posmak autentyczności jest niewątpliwym atutem książki, choć oczywiście trudno przypuszczać, by – przynajmniej w odniesieniu do wydarzeń w Polsce – działo się aż tyle i aż tak sensacyjnie.
Powiedziałbym, że Kafir to wojskowy odpowiednik Severskiego. Nie pisze może aż tak dobrze, ale i tak znakomicie. Intrygi są niesamowite, akcja jest w stanie zadowolić nawet wybrednych miłośników strzelanin i walk, a do pewnego stopnia także konfrontacji wywiadów i kontrwywiadów. Tu w akcji oprócz SKW są także GRU, SBU, CIA i MI5, jest więc kolorowo. Sztylc to ideał polskiego żołnierza – bohater, który nigdy nie splami munduru, choć jest bezradny wobec zdrajców we własnych szeregach i wśród możnych III RP.
Lekturę odbyłem w czasie, gdy w mediach głośno jest o poczynaniach rosyjskich służb w Polsce, w tym o sabotażu i podpaleniach. Zapewne do opinii publicznej dociera tylko część tego, co dzieje się naprawdę. I tak być musi, ponoć służby najefektywniej pracują w ciszy. Po wspomnianych na wstępie dwóch lekturach nie wiem tylko, czy nasza SKW to dynamiczni Sztylcowie, czy pasywni, leniwi urzędnicy za biurkami. Pewnie prawda leży gdzieś pośrodku.
No i mam nadzieję doczekać dużych, poważnych dekonspiracji: za dużo przypuszczeń, za dużo podejrzeń i za dużo nazwisk z pierwszych stron gazet powoduje obawę, że „scenariusze pisane cyrylicą” odgrywają zbyt dużą rolę w polskiej polityce. I dlatego potrzeba nam prawdziwych Sztylców, Romanów i Konradów, choć ich nazwisk, nawet tych legendowanych, pewnie nigdy nie poznamy.
Radża zdawał sobie sprawę, że nie istnieje szczęście ani pech, są tylko konsekwencje własnych wyborów. Wiele z nich pojawia się jednak dopiero po bardzo długim czasie. I właśnie stare wybory doganiaj...
Radża zdawał sobie sprawę, że nie istnieje szczęście ani pech, są tylko konsekwencje własnych wyborów. Wiele z nich pojawia się jednak dopiero po bardzo długim czasie. I właśnie stare wybory doganiaj...
Gdzie kupić
Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Pozostałe recenzje @matren
Menel czy człowiek w kryzysie bezdomności?
Przeczytałem entuzjastyczne recenzje „Sekretu bibliotekarki” i od razu wiedziałem, że nie będę równie hojny w pochwałach i gwiazdkach. Owszem, przeczytałem do końca, ...
Aleście nagwiazdkowali tej książce! Ja nie będę aż taki hojny. Owszem, podobała mi się, ale wszystko w pewnych granicach. Komisarza Lichego spotykamy jako nieprzytom...