Jakiś czas temu dostałam propozycję zrecenzowania książki "Tajne życie" Amaryllis Fox. Przyjęłam ją po dłuższym zastanowieniu, ponieważ książki z pogranicza reportażu i literatury faktu rzadko goszczą wśród moich czytelniczych wyborów. Spodziewałam się mrożącej krew w żyłach relacji z pierwszej linii frontu walki z terroryzmem. Autorka, wedle zapowiedzi, miała w książce zdradzić arkana pracy w roli agentki CIA, którą wykonywała przez kilka lat swojego życia, mierząc się z najbardziej newralgicznym wyzwaniem dla bezpieczeństwa naszych czasów. Jednakże w trakcie lektury okazało się, że książka dryfuje bardziej w stronę typowej biografii i co tu kryć, momentami ociera się o ckliwość.
"Dzień dobry kursie numer siedemnaście (...) Pewnie słyszeliście, że jesteście najlepszymi i najinteligentniejszymi mieszkańcami tego kraju. Nie skomentuję tego, powiem tylko: nie spodziewajcie sie, że będziemy się z wami obchodzić jak z jajkiem. Walczymy z wielogłowym potworem, a ojczyzna nigdy nie potrzebowała waszej służby tak bardzo jak dziś. Nie będzie łatwo, ale planujemy zwyciężyć. Mam więc nadzieję, że jesteście gotowi do pracy." - w tym cytacie z książki zawiera się cała kwintesencja Ameryki. Potęgi, budowanej w głowach mieszkańców, potęgi okupionej krwią niewinnych nieraz ludzi, strzeżonej przez armię tajnych agentów. Jednym z nich była Amaryllis Fox. Kobieta zrezygnowała z pracy w charakterze szpiega po kilku latach w szeregach CIA. Opowiada teraz o kulisach swego zawodowego życia, ale myli się ten, kto sądzi, że książka obnaży kulisy działania tej tajnej organizacji.
Początek wspomnień Amaryllis to dzieciństwo w cieniu choroby brata, rozwodu rodziców i śmierci przyjaciółki w zamachu terrorystycznym. Ok, dzięki temu trochę łatwiej zrozumieć jej motywy, jednak jest tam jak dla mnie dużo ckliwości na pokaz. Potem mamy życie studenckie i zupełnie przypadkowo rozpoczęty "romans" z pogrążoną w politycznym chaosie Birmą. Zarówno dziecięca zabawa w tajne hasła, jak i początki zmyślnych działań amatorsko szpiegowskich w Birmie wydają się mocniej wpłynąć na szpiegowskie zdolności Amarylis, niż późniejsze szkolenie w CIA.
Życie pod przykryciem to zaledwie około połowa książki i umówmy się, choć czyta się szybko, nie nastawiajmy się na sensacyjne emocje. A już na pewno nie poczułam, że weszłam po lekturze książki w posiadanie supertajnej wiedzy 😉
Najważniejsze zalety tej książki, to łatwość czytania, przystępny język, emocjonalność bohaterki, której nie stępił system. Wady: zbytnia ckliwość, chwilowo popadanie w patos, mało informacji o najciekawszych aspektach pracy szpiega.