„Cztery życia wierzby” Shan Sa to cztery krótkie opowiadania mówiące o losach Chinek, choć głównymi bohaterami wydają się być jednak mężczyźni. To właśnie z męskiej perspektywy oglądamy to, jak wiele są w stanie ofiarować kobiety, jak bardzo ich miłość, ich poświęcenie są przez mężczyzn odrzucane tylko dlatego, że nie potrafią oni w tym „puchu marnym” dostrzec nie tylko towarzyszki życia, ale i szczęścia. Dawno nie czytałem tak głębokiej, refleksyjnej powieści. Przyznam, że jestem pod ogromnym wrażeniem.
Shan Sa, której twórczości niestety do tej pory nie znałem, zabiera nas w cztery podróże – czasy Mingów, czasy mandżurskie, okres wielkiej rewolucji kulturalnej oraz w czasy współczesne. Z pozoru każdej z opowieści nie łączy nic poza kobietą-wierzbą – zawsze wierną, oddaną, choć tak bardzo pogardzaną. Mimo upływu setek lat, pod względem równouprawnienia nie zmieniło się nic. Kobieta nadal ma stanowić przedmiot pogardy, użyteczne narzędzie pracy, zniewolenia i zaspokajania wszystkich potrzeb króla stworzenia – faceta. Takie podejście jest mi ogromnie trudne do zaakceptowania. Prostota z jaką opisuje to upodlenie kobiet Shan Sa, sprawia, że cały ten problem wdziera się w głębię duszy. Jest mi zwyczajnie wstyd, nie tylko za moich przodków, nie ważne czy z Polski czy też z Chin, ale i współczesnych. Jest mi wstyd, że faceci tak deprecjonują rolę kobiety, że nie potrafią docenić jej wysiłków, miłości i troski… Ech…
Wracając do książki, mnie najbardziej spodobały się dwa opowiadania – pierwsze i trzecie. Opowiadanie pierwsze kreśli nam losy niejakiego Czong Yanga, członka podupadłej rodziny kupieckiej. Żyjąc gdzieś na wsi, nie przerywa swojej nauki. Wszystko co czyni, czyni z myślą o zdobyciu pozycji w cesarskiej administracji po przejściu wyjątkowo ciężkich egzaminów. W międzyczasie poznaje kobietę o imieniu Wierzba – Liu Yi (później okaże się, że sam ja stworzył. Ach ta magia), która staje się jego „żoną”. Dba o Czong Yanga, sama znosząc niewygody, ciężką pracę w biedzie. Oddaje swemu ukochanemu wszystko, całe swoje życie. Gdy nasz bohater zdobywa upragnioną pozycję, i zaczyna się wspinać na szczyty władzy, zapomina o Liu Yi, choć ona nadal nawiedza jego sny. Mijają lata, a Wierzba nadal czeka na swą miłość, niezależnie od wszystkiego. Gdy Czong Yang już jest stary, gdy w końcu trzęsie całymi Chinami, a wszystko, co zdobył okazało się marnością, przypomina sobie o dawnej ukochanej. Mimo tego, nadal nie potrafi odrzucić wszystkiego co dotychczas zdobył, aby znaleźć ukojenie w ramionach Wierzby. Ostatecznie ona umiera w samotności, a Czong Yang traci wszystko, co zdobył…
Trzecia opowieść przenosi nas do komunistycznych Chin, w czasy wielkiej rewolucji kulturalnej, gdy jeden z młodzieńców – Wen – staje się fanatykiem „nowego” porządku zarządzonego przez Mao. I nie ważne jest dla niego, że traci wszystko – rodziców, przyszłość, edukację – liczy się urzeczywistnienie marzeń Słońca Wschodu. Miałem wrażenie, że chłopak miał pewne rozterki, ale w całym tym rozgardiaszu, przemocy, starał się je zagłuszyć. Brał czynny udział w szerzeniu rewolucji, nie bacząc na konsekwencje, na przemoc, którą musiał dokonywać, aby nie zdradzić Mao. Koniec końców sam stał się przedmiotem prześladowania, tylko dlatego, że zachował znaczek po kimś przypadkowo spotkanym. W całym tym poniżeniu towarzyszy mu poznana na wsi dziewczyna, znowu o imieniu Wierzba, która poświęciła wszystko, aby uratować ukochanego. Porzuciła rewolucję, przyszłość… Dla niego zaczęła żebrać (a może nawet sprzedawać swoje ciało choć nie było o tym wprost) tylko po to, aby zarobić na jedzenie dla uwięzionego ukochanego… Jak skończyła – w czasie przerzucania jedzenia przez ogrodzenie, została zastrzelona przez żołnierza strzegącego reedukujących się więźniów. Niestety nie dowiadujemy się, jak dalej toczą się losy jej ukochanego.
Gorąco polecam tę książkę, za jej subtelność, prostolinijną dosadność i filozoficzne podejście do roli kobiety, jako opoki mężczyzny. To jedna z najpiękniejszych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałem.