Dla większości osób Laura ma idealne życie- piękny dom w pobliżu jeziora, przystojnego i zakochanego w niej męża oraz dzieci- bliźniaki, o które tak długo się starali. Do tego jeszcze nie musi martwić się o pieniądze, gdyż firma Maksa przynosi na tyle duże dochody, że Laura nie musi pracować. Szkopuł w tym, że kobieta ma dość życia jako ekskluzywna kura domowa; chciałaby chodzić do pracy i zarabiać własne pieniądze, nie zaś być rozliczaną z każdego wydatku przez męża. Dlatego w tajemnicy przed wszystkimi wydała książkę pod pseudonimem. Dlatego też gdy Amanda, jej przyjaciółka ze studenckich lat, proponuje napisanie nowej historii, Laura jest wniebowzięta. Oto ma za zadanie napisać historię byłej skrzypaczki, niejakiej Urszuli, która od tragicznej śmierci męża żyje jak pustelnica, odstraszając od siebie ludzi nie tylko milczeniem, lecz również dość nieciekawą fizjonomią. Przed Laurą ogromne wyzwanie- musi zachęcić Ukę (bo tak kobietę nazywają miejscowi) do otworzenia się, ale też ukryć swoje zajęcie przed patrzącym na nią coraz bardziej podejrzliwie Maksem...
Jak cienka jest granica między zniewoleniem a miłością? I ile "siebie" tak naprawdę mamy, będąc w związku... ?
Po kolejne książki pani Awolusi sięgam jak po cieplutkie bułki z piekarni- jeszcze przed czytaniem czuję ich "smak" w sercu! Wiem, że czeka na mnie kolejna, pełna emocji podróż. Tym razem trafiamy do zamożnej rodziny, która na pierwszy rzut oka jest idealna. Ale umówmy się, czy właśnie nie tak rozpoczynają się najciekawsze historie? Jak wiadomo, nikt nie jest doskonały, a i w tym przypadku nasi główni bohaterowie mają całe złogi tajemnic, które coraz mocniej zaczynają oddziałowywać na codzienne życie. Na pewno nie zdziwi Was stwierdzenie, że perfekcja to ułuda, a Laura i Maks -mimo że naprawdę się kochają- ukrywają przed sobą o wiele za dużo.
Tematem, który wysuwa się na sam początek, jest oczywiście kwestia relacji Laura- Maks. Mogę powiedzieć z całą stanowczością, iż mężczyzna zamknął swoją żonę w złotej klatce, ograniczając jej jestestwo do bycia żoną i matką. A Laura ma w sobie także pisarkę. Trudno mi nawet sobie wyobrazić życie z przymusem ograniczenia tego, kim się jest. Zostania zmuszoną do przyjęcia tylko jednej roli, narzuconej przez osobę, która przysięgała nam miłość aż po grób. Czy uczucie jest wytłumaczeniem dla ograniczania? Nigdy. Nie wyobrażam sobie, że ktokolwiek -czy to moi bliscy, partner lub przyjaciółki- miałby mi mówić, jak mam żyć. A Laura lata temu zgodziła się na taki układ mając nadzieję, że po kolejnych etapach życia rodzinnego (dom, macierzyństwo) będzie mogła wrócić do odsuniętych na bok marzeń. Nic z tego. I wcale nie dziwi mnie fakt, iż postanowiła dążyć do celu trochę opłotkami, w tajemnicy. Bo jak inaczej, skoro nawet u własnych rodziców nie miała wsparcia?
Maks zresztą też ma swoje za uszami; nie dzieli się problemami z żoną, naiwnie tłumacząc sobie, iż nie chce jej martwić. Zupełnie jakby nie znał partnerki od wielu lat. Zupełnie jakby nie zdawał sobie sprawy, że takie mikro tajemnice, niedopowiedzenia i napięcia nagromadzone wewnątrz prowadzą prostą ścieżką do zniszczenia relacji. Zresztą, kwestie problemów w pracy są tu naprawdę najmniejszym zmartwieniem naszego bohatera... Bo o to od wielu, wielu lat sam nie wie, kim jest. Nie zdradzę Wam szczegółów, do tego musicie dogrzebać się już sami.
Jeżeli człowiek dzień w dzień walczy sam ze sobą, to jak może mieć siłę na walkę o siebie?
Trzecia główna bohaterka tej historii to Urszula. Czterdzieści lat temu jedna z bardziej utalentowanych skrzypaczek, skryta, cicha, przez niektórych określana wręcz jako zimna. Dopiero on, Filip, odkrył w niej wszystko to, czego nie chciał zobaczyć świat. Jedyny człowiek, który odważył się przebić przez gruby, otaczający ją mur. A potem umarł, tak po prostu, nagle; i Urszula stała się Uką, kobietą skrytą pod warstwą starych szmat, która -choć minęło czterdzieści lat- wciąż myślami przebywa ze swoim mężem, nie troszcząc się o rzeczy doczesne.
Troje ludzi, trzy zupełnie odmienne historie, acz w jakiś sposób ze sobą powiązane. Nie mówiąc nikomu daje nam trylion powodów do przemyślenia własnego "tu i teraz". Lecz jest to również opowieść o tym, jak tajemnice niszczą człowieka. Nie mogąc z nikim porozmawiać na tematy, które nękają nas dzień w dzień, zatracamy się coraz bardziej we własnych problemach. Czujemy, że nikt nas nie rozumie, nikt nie wyciągnie pomocnej dłoni. A chcielibyśmy po prostu żyć pełnią życia, być szczęśliwymi... ale coś nas blokuje. Najtrudniej jest wykonać ten pierwszy krok, przełamać wstyd i otworzyć się na drugiego człowieka. Bo co, jeżeli ten ktoś nas wyśmieje? Co, jeżeli cała nasza dotychczasowa praca pójdzie na marne, bo ludzie będą rozmawiać tylko o naszej tajemnicy a nie o tym, czego dokonaliśmy i jak dobrzy byliśmy do tej pory? Co wtedy?
Czytając tę powieść nasunął mi się jeszcze jeden wniosek- ludzie to zaprawdę dziwne istoty. Wstydzimy się czegoś, ale ów skryty strach modyfikujemy w sobie i przenosimy go na bliskie nam osoby, każąc je niejako za to, kim sami jesteśmy i jak nie potrafimy sobie z tym radzić. Wystarczyłaby rozmowa, ale to, co wydaje się bardzo łatwe, w rzeczywistości często jest murem nie do przeskoczenia.
Czy ja Was muszę zachęcać jeszcze bardziej po sięgnięcie po nowe literackie dziecko pani Danuty? Wątpię. Czytajcie, bo warto!
Książkę znajdziecie u wydawnictwa Prószyński i S- ka :)