Jutro bez wczoraj…
Dziś bez jutra…
Wczoraj bez dziś…
I siedemnaste urodziny Eleny Amherst, które miały tak wiele zmienić, a nie zmieniły nic. Siedemnaste urodziny to próg pełnoletności i samostanowienia wreszcie. To wolność słowa i czynów, ale i dorosła odpowiedzialność za nie. Elena, sierota, córka władcy, przez siedem lat dorastała w państwie, którym rządzono za nią. Wszystko załatwiał jeden podpis Willarda, zawijas prawie. Jeden podpis w jej imieniu za drugim, a po nim następny aż kraj popadł w ruinę, a ludzie w głód i biedę. Ten kraj, jej kraj, nie był już taki, jak za panowania ojca Eleny. Wszystko się zmieniło i posypało… Wszystko się popsuło.
Tak było poza murami zamku, lecz i tu, w jego murach, nie było lepiej.
Nikomu nie można ufać. Każdy podaje się za wiernego i oddanego druha, który skrzętnie wykorzystuje każdą sekundę nieuwagi. Elena to „(…) zamknięty w murach własnego zamku więzień, przygotowywany do roli, której wcale nie zamierzano jej powierzyć”.
Wszędzie ktoś ją poucza, że przyjaciele bez imienia są nadal obcymi, że to, co się teraz dzieje, to gra prowadzona przez kłamliwych oszustów. Widzi, jak małą wartość ma życie i jak szybko można je odebrać. Sama częstokroć ledwo uchodzi z życiem. Ktoś pojawia się u jej boku, gdy nagle ciemność ogarnia umysł i ciało traci ciężar. I wybawieniem okazuje się ktoś… kto przyjacielem dotąd nie był. I nie zmienia się jedynie strach w niej i tęsknota za matką, po której został jedynie pamiętnik. Ale ona, Elena, nowa władczyni, łez nie może pokazać. Nie może ujawnić swej bezradności i zagubienia, bo to nie przystoi Pani na Tronie, dlatego udaje silną. I choć robi to ze strachem podlanym dziwną kobiecą siłą, to każdy krok ma na celu wydostanie Temerionu z niedostatku.
… ale oto w tym chaosie ktoś przesyła jej tajemniczy prezent, wisior, biały opal...
Biżuteria może mieć moc przyciągania niczym magnes, to wiesz z autopsji. Czasem zwiększa atrakcyjność i zaostrza poczucie bycia kobietą, ale co z biżuterią, którą nosi się pod suknią? Co z wisiorem, którego nikt nie ogląda?
Tego już nie wyjawię, nic więcej nie powiem. O tym przeczytasz w „Imperium Kłamstw”, pięknej powieści Anny Czekaj, która otula ciekawością, jak mało która powieść. Poznasz smak zagubienia w tłumie i bycie-nie-bycie. Goryczą podpłyną łzy, które tłumisz i ukrywasz. Poznasz czym jest bycie nie tu i nie tam, życie w zawieszeniu i zawiści bliskich. Odczujesz smak odpychania i ciągłego udowadniania, że jesteś nikim. Władca to stateczny pan, a ty kim jesteś, dziewucho… ?
Myśli, jakie ci się nasuwają, po lekturze książki, z każdym dniem puchną w tobie coraz bardziej, aż pewnego dnia nie mieszczą się już. Zaczynają przelewać się, umykać i wracać ze zdwojoną mocą. Wszystko się w tobie zmienia, oczy patrzą do wnętrza, myśli szukają, choć nie powinny. Fabuła ożywa w tobie w najmniej odpowiednich chwilach, a ty poddajesz się temu uczuciu.
Jest ona, powieściowa Elena Amherst i wisior, ładny opal i śmierć…
I on – nieobecny, jak Cień. „Czas uwierzyć w to, kim jesteś” szepta ci do ucha.
„Imperium kłamstw” to opowieść o samotności. Anna Czekaj rozpościera przed czytelnikiem barwny wachlarz życia, które maluje człowieczeństwo. Ta książka uzmysławia bowiem, jaką wartość ma życie samo w sobie i jak wiele w tym życiu jest niewiadomych. I choć „Imperium kłamstw” stanowi dopiero preludium, to jednak dajesz się ponieść totalnie.
#agaKUSIczyta