Na ostatni tom pod tytułem Stracone pokolenie serii Matki Rzeszy Sabiny Waszut przyszło mi trochę poczekać, ale było warto.
Bohaterka cyklu Ruth Weber wraz z córeczką postanawia wrócić ze Świebodzic do rodzinnego Bad Saarow nie czekając na przymusową deportację. Z informacji, które do niej dotarły jej mąż i ojciec Viktorii Markus Weber zaginął, a ukochany Tobias nie żyje. Kobieta pragnie spokoju dla siebie i córeczki, ale czy znajdzie go w tym powojennym czasie? Czy znajdzie go w Bad Saarow? Na miejscu okazuje się, że Markus żyje, ale zupełnie nie przypomina chłopaka, z którym dzieliła radosne chwile przed wyjazdem do Lebensborn. Czy uda się posklejać zawarte z Markusem małżeństwo, zwłaszcza, że oboje są okaleczeni wojennymi doświadczeniami i przeżyciami?
Stracone pokolenie opowiada o zmaganiach z wojenną traumą, szukaniu odkupienia, uwalnianiu się od złych wspomnień, rozliczaniu z przeszłością. Czytamy o ludziach, którym wojna zabrała nie tylko kilka lat życia, ale skazała na traumę wojennych przeżyć, kiedy wiele wartości traci znaczenie i trzeba nauczyć się żyć od nowa.
Akcja toczy się w różnych miejscowościach w radzieckiej strefie wpływów w okresie od marca 1946 roku do stycznia 1947. Wszędzie panował głód, wysiedlani z terenów włączanych w granice Polski Niemcy szukali nowego miejsca do życia, ale wszędzie traktowano ich jak obcych, wiele miasteczek i miast było w ruinie, mnóstwo osób wciąż szukało zaginionych bliskich. Prowadzone procesy denazyfikacyjne bywały fikcją, bo niektórzy kupowali sobie bezpieczeństwo przekupując świadków i przedstawiając fałszywe dowody niewinności:
„…Była świadoma tego, że jeśli nie da się oskarżyć wszystkich, o winie lub niewinności będą świadczyły nie czyny, lecz pieniądze i znajomości. Nie wyrzuty sumienia, a łut szczęścia…”
Ruth Weber i jej mąż są bohaterami tragicznymi, przedstawicielami tytułowego „straconego pokolenia” oszukanego przez nazistowską propagandę. Mieli tworzyć nowy świat, a stracili wszystko ponosząc ogromne koszty wiary w Hitlera i nazistów. Wojna pozostawiła im koszmary, które nie dają spać w nocy i zrujnowała psychikę utrudniając normalne funkcjonowanie. Ruth jest postacią skomplikowaną, autentyczną w swoich zachowanych i rozterkach. Pisarka zabrała nas na wędrówkę przez świat jej przeżyć i dylematów związanych z obserwacją świata po wojnie, zmian jakie nastąpiły w ludziach i tajemnicy jaką wywiozła z Kunzendorfu. Kobieta próbuje wrócić do życia sprzed wyjazdu, ale uświadamia sobie, że powrotu nie ma, bo zmieniło się wszystko. Jej codzienność determinują teraz napięcie, niepewność i lęk o przyszłość córki.
Mimo, że w powieści wydarzenia następują po sobie niespiesznie, bez nagłych zwrotów akcji to jest ona płynna, a rozwijana fabuła przykuwa uwagę nie pozwalając oderwać się od lektury. Fikcja literacka przeplata się tutaj z prawdziwymi faktami historycznymi. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie, a wydarzenia przedstawiane są w porządku chronologicznym.
W całej serii Matki Rzeszy pisarka podjęła temat trudny, kontrowersyjny. Skupiając się na opisie przeżyć pewnej grupy niemieckich kobiet w czasie wojny pokazała, że wiele rzeczy nie jest czarno-białych. Kiedy mówimy o II wojnie światowej to często uważamy, że my Polscy byliśmy jej ofiarami, a tutaj okazuje się, że nie tylko. I mimo, że sami Niemcy mierzyli się z dylematami „…kto był bardziej, a kto mniej winny…”, konsekwencje ponieśli wszyscy, oba narody. Po lekturze wyraźnie widać, że w kontekście każdej wojny trudno mówić o wygranych i przegranych. Prędzej czy później zapłacą wszyscy.