Ta urocza, kojarząca się z jesienią okładka skrywa prawdziwą bombę emocjonalną w środku. Z jednej strony to dobra lektura na okres świąteczny, bo zmusza do refleksji i docenienia obecności bliskich, a z drugiej bardzo smutna i być może przypominająca o stracie, której się doświadczyło.
Renata, Anka i Mateusz to rodzeństwo, które z domu rodzinnego wyniosło mnóstwo miłości, wsparcia i bezpieczeństwa. Oczywiście każde z nich miało w życiu gorsze momenty i mogłoby stwierdzić, że czegoś im kiedyś brakowało, ale w ogólnym rozrachunku ich życie rodzinne było dobre. Teraz potrafią to docenić, ale średnio wychodzi im odpłacenie samotnemu ojcu tym samym.
Po śmierci matki podzielili się opieką na coraz słabiej radzącym sobie z życiem ojcem. Ale jego potrzeby zredukowali do sprzątania, zakupów i gotowania. Ustalili dyżury sprawunków dla ojca, jednak zapomnieli, że dla niego najważniejsza jest ich obecność, rozmowa i wsparcie w żałobie po ukochanej osobie.
Akcja książki rozgrywa się praktycznie w całości w trakcie jednego dnia. Rodzina spotyka się na rocznicowym obiedzie, i już od progu zaczynają się słowne przepychanki między rodzeństwem. Mimo że starają się hamować to jednak wylewają się ich żale, pretensje, każdy czuje się poszkodowany i chciałby, żeby pozostała dwójka bardziej zaangażowała się w opiekę nad ojcem. Tymczasem Ryszard, tylko w połowie obecny przy tych rozmowach, coraz bardziej i bardziej pogrąża się w smutku.
Opieka nad starszymi rodzicami to ciężki temat. Może przybrać tyle różnych form, może być tyle różnych sytuacji rodzinnych. Tylko sami zainteresowani widzą całość, to co było i co jest, i podejmowanie jakiejkolwiek decyzji jest bardzo trudne, bo prawie zawsze coś trzeba poświęcić. To jest naprawdę niesamowite jak Jakub Bączykowski przedstawił ten temat na podstawie jednej rodziny. Jak dobrze zrozumiał i wplótł w fabułę rozterki dorosłych dzieci, ich wyrzuty sumienia a jednocześnie chęć życia według własnych zasad i spełniania własnych marzeń.
Kiedy czytam, automatycznie chcę "stanąć po czyjejś stronie". Ale tu się nie da. Każdy ma swój moment, swoje racje. I nawet jeśli jedno zachowanie oceniamy jako nie w porządku, to już kolejna informacja każe nam zmienić osąd. Puenta całej historii dotyczy właśnie tych osądów, i powiem wam, że do mnie to tak mocno trafiło, że z każdym zdaniem musiałam się zgodzić.
Książka wzrusza. Pokazuje najzwyczajniejsze życie, coś, co prawie każdego z nas kiedyś będzie dotyczyło. I pokazuje, jakie emocje będą nam wtedy towarzyszyły. Nie da się czytać i nie myśleć o swoich rodzicach, o tym, jak to będzie za dziesięć, dwadzieścia lat. Nie da się nie poczuć żalu za minionym czasem, za młodością i sprawnością, za dzieciństwem, kiedy to rodzice byli opoką. Dlatego pasuje mi ta książka w okresie świątecznym, dla niektórych tak tragicznym, bo samotnym. Przypomni o tym jak ważne są dobre relacje w rodzinie i wzajemny szacunek. Fabuła nie jest tu skomplikowana, choć zaskoczeń nie brakuje. Ale najważniejsze są tu refleksje, do których zmusi, i emocje, które wywoła. Bardzo gorąco polecam.