„Babel, czyli o konieczności przemocy” przenosi czytelnika do fikcyjnej wersji Oksfordu z lat trzydziestych XIX stulecia, do którego po latach nauki pod okiem profesora, cudem przez niego uratowany przed śmiercią z ogarniętego epidemią Kantonu przybywa osierocony pół-chińczyk, Robin Swift. Jako dziecko musiał przyjąć inne imię i obiecać, że będzie pilnie się uczył w zamian za szansę kształcenia w oksfordzkiej wieży Babel, będącej siedzibą Królewskiego Instytutu Translatoryki. To tutaj Robin poznaje tajniki grawerowania na srebrnych sztabkach par słów, mających moc zmieniania świata. To tutaj dorasta, znajduje i traci przyjaciół, tu zostaje odarty ze złudzeń. To tu jego misternie budowany świat popada w ruinę. Poczucie sprawiedliwości Robina obraca się w niwecz, wypala się złudne poczucie bezpieczeństwa. To tu Robin zaczyna zadawać sobie pytania, w tym najważniejsze, komu należy się jego lojalność.
Najnowsza książka Kuang zbiera wśród czytelników skrajnie różne opinie. Długo zabierałam się do napisania swojej opinii, bo chociaż podczas lektury miałam w stosunku do niej nieco mieszane odczucia, ostatecznie wzbudziła we mnie szczery zachwyt. Już sama informacja o tym, że jest to powieść w klimacie dark academia, osadzona w XIX-wiecznej Anglii, do tego z niespotykanym nigdzie indziej systemem magicznym opartym na sile płynącej z przekładu wystarczyła, abym została „kupiona”. Doszło do tego przepiękne wydanie, jedno z najpiękniejszych na mojej półce i całkowicie przepadłam. Kiedy okazało się, w jak dużym stopniu powieść skupia się na języku i że owe językowe rozważania są naprawdę ciekawe i przystępnie podane, mój zachwyt sięgnął zenitu.
Pierwsza część powieści, kiedy czytelnikowi zostaje przybliżona historia Robina i jego długa droga do poznania tajników różnych języków, których się uczy, kiedy odkrywa moc grawerowanych w srebrze słów, poznaje przyjaciół i kiedy jego świat powoli zaczyna się układać podobała mi się bardziej. Mimo że akcja toczy się w tej części niespiesznie i tak naprawdę niewiele się dzieje. W dalszej części powieści dzieje się dużo więcej. Robin zaczyna wątpić w słuszność swojego zajęcia, targają nim sprzeczne emocje, pojawiają się dylematy. Bo z jednej strony jest mu dobrze w tym kraju, widzi w nim dla siebie przyszłość. Z drugiej, zaczyna sobie zdawać sprawę z tego, jak to wszystko działa, zaczyna dostrzegać nadużycia kolonializmu, nierówności społeczne i na tle rasowym, widzi, że niezależnie od tego, jak wiele wiedzy zdobędzie i jak bardzo będzie w Babel potrzebny, nadal będzie kimś, komu odmawia się człowieczeństwa. Zachodzi w nim przemiana i ta przemiana jest wiarygodna.
Tym, co mnie trochę uwierało w powieści, były narzucane mi odgórnie poglądy autorki, z którymi wprawdzie się zgadzam, jednak lubię mieć trochę więcej miejsca na własne przemyślenia i interpretację. W powieści, oprócz momentów, w których Robin przeżywa egzystencjalne katusze, tego miejsca zabrakło. Poruszony w powieści temat jest ważny, owszem, i trzeba jeszcze więcej o tym mówić, ale może w sposób mniej łopatologiczny, nie wskazując tak wyraźnie, co (i kto) jest dobre, a co złe. Kuang ma, niestety, tendencję do tłumaczenia czytelnikowi wszystkiego, wyjaśniania czegoś, co wyjaśnień tak naprawdę nie wymaga. Nie bawi się w subtelności i dobrze, jednak słowa, które za pośrednictwem swoich bohaterów przekazuje, mogłyby nie brzmieć jak eseje czy rozprawki. Bohaterowie niestety na tym tracą, bo ich rozmowy nie brzmią jak rozmowy, a jak wygłaszanie swoich poglądów na dany temat. Spodziewałam się też więcej fantastyki w fantastyce, jednak nie jestem zawiedziona tym, że jest jej mniej, bo system magiczny wymyślony przez Kuang jest jedyny w swoim rodzaju i arcyciekawy. I dobrze opisany.
Historia Robina i jego przyjaciół nie zaczyna i nie kończy się dobrze. Jest smutna, dołująca. Młodzi bohaterowie powieści otrzymali szansę na nowe, lepsze życie. Ale jakim kosztem? Pod koniec powieści dzieje się coś, co w zamyśle autorki miało zaskoczyć czytelnika. I trochę zaskakuje, szczególnie w odniesieniu do niektórych bohaterów, a trochę nie. Bo już od jakiegoś czasu, przyglądając się naszym bohaterom, ich przyjaźni i relacjom, jakie stworzyli, można szykować się na taki właśnie rozwój akcji. Cały czas jednak pozostaje nadzieja, że może jednak skończy się to inaczej.
Mimo uwag, które mam wobec tej powieści, pozostaje ona dla mnie jedną z najlepszych książek przeczytanych w życiu. Doceniam ogromną pracę, jaką musiała włożyć w nią autorka, szczególnie jeśli chodzi o aspekt językowy, doceniam toczącą się w książce dyskusję na ważne społecznie tematy, doceniam fakt, że powieść potrafiła tak na mnie wpłynąć. Doceniam i z pełnym przekonaniem tę książkę polecam!
We współpracy z Wydawnictwem Fabryka Słów.