Dziennikarz krakowski od lat piszący o Podhalu zebrał w książce reportaże z ostatnich lat. To teksty przede wszystkim o tym jak to w tym regionie kwitnie chciwość i dziki kapitalizm.
Zaczyna się mocno, oto w 2018 r. brama powitalna do hotelu Bania, na którą nikt nie dał pozwolenia budowlanego (ale poświęcił ją kardynał Dziwisz) upadła pod wpływem silnego wiatru zabijając dwie osoby. Nikt za to nie odpowiedział, rodzinie poszkodowanych hotel wypłacił odszkodowanie. Potem jest o dziko stawianych i równie niebezpiecznych straganach na Gubałówce, o kompletnym tam bezhołowiu. Byłem na Gubałówce kilkanaście lat temu i już wtedy wyglądało to okropnie, a teraz myślę, że jest dużo gorzej. No cóż, inspekcja budowlana czy planowanie przestrzenne w stolicy Tatr są zupełnie bezradne, miejscowi robią, co chcą.
Mamy też historie o zakopiańskiej patodeweloperce, która chce na siłę budować wszędzie jak najwyższe domy, zupełnie nie biorąc pod uwagę potrzeb miasta i mieszkańców. Zaś stare zabytkowe wille niszczeją, giną w pożarach, masakra. Starzy zakopiańczycy, próbują walczyć z patodeweloperami, nawet czasami im się udaje wygrać, niestety władze miasta są zupełnie bierne.
No cóż, we wszystkich miejscowościach turystycznych inwestorzy się rozpychają i, niepowstrzymani, niszczą krajobraz, wystarczy wspomnieć hotel Gołębiewski w Karpaczu (historia jego budowy opisana jest w 'Wannie z kolumnadą' Springera). Ale Zakopane to część historii Polski, miasto pełne zabytkowych miejsc i domów, winno zatem podlegać specjalnej ochronie, a tu nie dzieje się nic, hulaj dusza, wystarczy przejść się Krupówkami i zobaczyć tamtejsze potworki architektoniczne...
Dobry jest rozdział o zakopiańskich busikach, spróbujcie poprosić kierowcę o bilet... Wstrząsający o koniach wożących turystów do Morskiego Oka, te zwierzęta są po prostu zamęczane na śmierć, no ale TPN ciągnie zyski z wozaków, a i sami wozacy zarabiają kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie, więc interes się kręci mimo protestów obrońców zwierząt.
Książka ma swoje słabości, bardzo mało pisze Gurgul o źródłach owych patologii. No cóż, górale zawsze przeciwstawiali się władzy, w czasach komuny to był chyba patriotyzm (opisany przez Jerzego Kochanowskiego w '„Wolne miasto” Zakopane 1956-1970'), ale teraz to tylko drwina z prawa i spuścizny kulturalnej; kasa misiu, kasa, jak mawiał pewien trener futbolowy... Poza tym ci ludzie przez wieki żyli w olbrzymiej nędzy, wystarczy popatrzeć na fotografie z Podhala z lat 70. i 80. w 'Zapisie socjologicznym' Zofii Rydet (vide: zofiarydet.com), więc obecny boom turystyczny to dla górali żyła złota, z której chcą wycisnąć jak najwięcej. I jeszcze, Podhale to zamknięty region: wszyscy się znają, nie lubią obcych, a kto się przeciwstawia istniejącym układom, traktowany jest jak trędowaty, więc bardzo trudno coś tam zmienić.
Poza tym książka jest zbyt przegadana, za dużo tam niepotrzebnych szczegółów, w których łatwo się pogubić. Wygląda na to, że zebrał autor reportaże publikowane wcześniej w prasie bez redakcji i przepracowania. I jeszcze, niepotrzebnie Gurgul dodał rozdziały o przemocy domowej na Podhalu, temat to ważny, ale nie pasujący do reszty.
Niemniej to potrzebna książka krusząca nieco mity o dzielnych góralach patriotach, co to zawsze walczyli z komuną, a i teraz są esencją polskości, więc wszystko im można wybaczyć.