Nie ma ludzi idealnych. Każdy z nad posiada jakąś dysfunkcję lub ułomność. U jednych jest ona większa, a u innych mniejsza. Raz może to być zwykła nieśmiałość w kontaktach międzyludzkich, a kiedy indziej zaawansowana dysleksja. Słabości są jednak czymś co nas częściowo definiuje, co wpływa na rozwój naszego wewnętrznego Ja i co pozwala nam na wyróżnienie się wśród innych.
Karen też posiadała swoją ułomność i w jej przypadku był to autyzm. Zaniedbana w dzieciństwie nie potrafiła mówić, pisać a w chwilach złości jadła piasek. W takim stanie znalazła ją ciotka, która przyjechała aby odebrać spadek po swojej zmarłej siostrze, która zapomniała się przyznać, że ma pod swoim dachem to dziwne niedorozwinięte stworzenie. Szczęśliwie dla Karen ciotka wykazała się dużą dozą zarówno cierpliwości jak i miłości, dzięki czemu dziewczyna rozpoczęła naukę przystosowania się do życia wśród ludzi. Zaczęło się od nauki mówienia i pisania, a później przyszedł czas na pierwszą szkołę. Jako nastolatka wylądowała Karen w przetwórni tuńczyków, gdzie z rozpaczą i odrazą przyglądała się torturom na jakie wystawiane były poławiane zwierzęta. Dzięki swej ponadprzeciętnej empatii, którą odczuwała względem przyrody, potrafiła spojrzeć na los łapanych ryb z ich perspektywy, czego efekt pokazały podjęte przez nią w dorosłym życiu decyzje.
Niezwykły przypadek Ja
O „Dziewczynie, która pływała z delfinami” czytałam sporo dobrego, dlatego nie ukrywam iż sięgnęłam po tę pozycję z pewnymi oczekiwaniami. I.. zakochałam się.
Zakochałam się w głównej bohaterce, która nie potrafi kłamać, widzi wszystko czarne lub białe, która uczy się min przeciętnych ludzi, tylko po to, aby chociaż częściowo się dopasować i która co najważniejsze nigdy nie wypiera się swojego upośledzenia. Jest to moim zdaniem jedna z tych niestandardowych postaci, którymi można się inspirować, gdyż mimo pewnego uszczerbku, cechuje się ona siłą i determinacją w dążeniu do postawionych sobie celów. Nie użala się nad sobą, gdyż nie zna zbyt wielu emocji. Nie zwraca uwagi na modę, obyczaje czy konwenanse. Jest sobą i walczy o swoje zdanie. Z medycznego punktu widzenia wyniki testów psychologicznych w 90% uplasowały ją w grupie pomiędzy debilami a idiotami, jednak pozostałe 10% ukazało, że jest ona jednocześnie geniuszem i tak ją właśnie postrzegałam w trakcie czytania tej książki.
Autorka stworzyła niezwykłą, pełną emocji historię, która działa zarówno na wyobraźnię jak i na uczucia czytelnika. Narratorką jest Karen, więc przez cały czas wiemy co dzieje się w jej głowie, w trakcie kolejnych wydarzeń z jej życia. Jest to dla mnie całkowita nowość, gdyż nie miałam jak dotąd okazji poznawać świat z perspektywy osoby autystycznej. Nazwałabym to nawet swoistą podróżą w głąb duszy człowieka dotkniętego upośledzeniem, co na pewno jest bardzo cennym doświadczeniem i przydałoby się wielu ludziom, nieczułym na problemy innych.
Mimo, że zdecydowanie zaliczę tę książkę do kanonu moich ulubionych i na pewno sięgnę po nią jeszcze nie raz mam małe „ale”, którym jest tekst z obwoluty porównujący dzieło Sabiny Berman do Forresta Gumpa. Nie znam niestety tej sławnej pozycji, ale nie podoba mi się, że zastosowano chwyt marketingowy nawet na okładce. Rozumiem, że mogło to wpłynąć na popularność, jednak i tak mi się to nie podoba. Sięgam po „Dziewczynę, która pływała z delfinami” a nie po „Dziewczynę, która jest podobna do Forresta Gumpa”.
Podsumowując stwierdzam, że książka ta rozbudziła we mnie wiele emocji, a także dała do myślenia, czego od książki „Tam gdzie spadają anioły” Doroty Terakowskiej, zdecydowanie mi brakowało. Jest to pozycja warta każdych pieniędzy i każdej chwili czasu. Ja sama w trakcie czytania miałam wrażenie, że chłonie ją każda komórka mojego ciała. Pozostaje mi jedynie życzyć wam tego samego.