Z niecierpliwością zabrałam się do czytania kolejnej książki kultowego autora fantasy jakim jest Terry Pratchett. Przyznaję, że pierwszym wrażeniem, kiedy zobaczyłam okładkę autorstwa Paula Kidby było lekkie rozczarownie. Z artystów tworzących okładki do książek Pratchetta zdecydowanie wolę Josha Kirby. Jego ilustracje są bardziej malarskie i ekspresyjne, natomiast Kidby jest technicznym perfekcjonistą i naprawdę świetnym ilustratorem jednak tworzy zupełnie inny, sterylny klimat. Jednak, jak pisałam wcześniej to było pierwsze wrażenie. Zmieniało się ono wprost proporcjonalnie do przeczytanych przeze mnie kolejnych stronic. Po przeczytaniu całej książki już wiedziałam, że wybór tej ilustracji na okładkę był trafiony stuprocentowo.
Po przeczytaniu kilku pierwszych stron poczułam również szczery podziw dla tłumacza, Pana Piotra W. Cholewy. Trzeba mieć naprawdę fantazję, żeby sprostać językowi, który tworzy Terry Pratchett. Nie dziwię się popularności tego autora, gdyż odnoszę wrażenie, że to człowiek o bezgranicznej wprost wyobraźni i świetnym, choć trochę sarkastycznym dowcipie.
W„Kapeluszu pełnym nieba” odnalazłam ciepły klimat, lekką nutkę ironii i sporą dozę humoru.
Jedenastoletnią Tiffany Obolałą, główną bohaterkę poznajemy w sytuacji, w której zamierza opuścić rodzinne strony i wyjechać „na służbę”. To oczywiście wersja dla rodziców i znajomych. Tak naprawdę wyjazd jest pretekstem do poznania magii, która dziewczyna w sobie nosi. Tiffany to dziewczynka o brązowych włosach, brązowych oczach posiadająca rozwijający się „talent”. Jest bystra, spostrzegawcza, posiada bardzo bogatą wyobraźnię i według nauczycielki jest przerażająco rozwinięta. Udaje się w podróż z panną Tyk, swoją nauczycielką, zaopatrzona w nowe, błyszczące buty, walizkę przewiązaną sznurkiem i prezentem od czerwieniącego się wciąż arystokraty Rolanda. Celem jest Chatka w Lesie należąca do troskliwej i dobrodusznej Panny Plask. Tiffany nie zdaje sobie sprawy, że w ślad za nią podąża „coś”, co wydaje dźwięk podobny do roju niewidzialnych much. To Ulnik, odmiana demona powstałego w pierwszych sekundach Stworzenia. Nie ma ciała, mózgu ani myśli dlatego szuka schronienia w ciałach dysponujących pewną mocą. Jest to bardzo niebezpieczny pasożyt, który prędzej lub później doprowadza swojego właściciela do śmierci.
Doskonale o tym wiedzą Nac Mac Feeglowie, małe niebieskie ludki – piktale, odmiana elfów. Uwaga, nie mylić z domowymi skrzatami, które pomagają w codziennych obowiązkach, kiedy zostawi im się mleko na spodeczkach. Piktale kompletnie się na tym nie znają. Ale mogą przechodzić między światami, jak przystało na prawdziwie baśniowy lud. A z napitku zdecydowanie wolą bardziej procentowe napoje. Na co dzień opiekują się dziewczynką, gotowe bronić i pomagać w razie potrzeby, choć ich pomoc zazwyczaj przynosiła więcej szkody niż pożytku. Są silne, nieustraszone i niewiarygodnie szybkie. A co najważniejsze, z tymi swoimi czysto ludzkimi cechami i rozbrajającą gwarą szybko zjednują sympatię czytelnika.
Nac Mac Feeglowie postanawiają wyruszyć za wielką ciut wiedźmą (jak nazywają Tiffany), aby bronić ją przed ulnikiem i sprowadzić z powrotem dla dobra ich krainy.
Czy im się uda? Warto zagłębić się w lekturę tej książki, aby się o tym przekonać.
Oprócz małych stworków występują tu takie niecodzienne stworzenia jak czarownice, kobieta o dwóch ciałach, ondageist (przeciwność poltergeista) i wiele innych.
Jest to książka o przywiązaniu do rodzinnej ziemi, o zapachach, które przywołują wspomnienia, o tym, że coś, co wydaje się straszne może samo się okropnie boi.
Na dodatek prawdziwa czarownica to nie ta, która paraduje w czarnym, szpiczastym kapeluszu wyszywanym w srebrne gwiazdy i czarnej sukni. Najpotężniejsza wiedźma może wyglądać, jak zwyczajna, stara kobieta z pomarszczoną twarzą i szorstkimi dłońmi. Kapelusz może sobie zrobić z nieba a pelerynę z wiatru.
Skala wieku czytelników, którym poleciłabym tę książkę jest naprawdę szeroka. Od najmłodszego do najstarszego miłośnika fantasy, każdy może przeczytać z wielkim zainteresowaniem. Napisana jest lekko, dodatkowo język urozmaicony jest (jak to u Pratchetta) ciekawym, nowatorskim słownictwem ( np.: słownik Feeglów)
Książkę zdecydowanie warto przeczytać.
„Ale uważajta! Kiedy cłek zacyno igrać z cytaniem, sybko go zmoze atak myślenia. A takie myślenie, może cłeka zabić”
Na szczęście to tylko niesprawdzona teoria piktali!