„Na cienie trzeba uważać. Bo inaczej mogą wyrosnąć im zęby. Naprawdę mogą. A czasem, kiedy chcesz zapalić światło, żeby je odpędzić, nagle okazuje się, że nie ma prądu”
Lubicie czytać literaturę grozy? Ja od niedawna zaczytuję się w tym gatunku. Szczególnie do gustu przypadła mi klasyka z tego gatunku. Nieoczywistość, zupełnie inny rodzaj strachu i sposób budowania opowieści zdecydowanie mnie do siebie przekonuje w klasyce grozy.
„Jeździec bez głowy i inne opowiadania” to jak sam tytuł mówi, zbiór opowiadań Washingtona Irvinga. W tej krótkiej (nawet nie 130 stronicowej) książeczce dostajemy zaledwie trzy opowiadania. Całość jest przepięknie wydana. Okładka nie pozwala oderwać od siebie wzroku. Dodatkowo ilustrowane pierwsze strony opowiadań, sprawiają, że całość wygląda oszałamiająco.
Pierwszym z opowiadań jest „Jeździec bez głowy”. Któż nie zna tego upiornego jeźdźca? Chyba każdy słyszał o rycerzu bez głowy. Wiele tekstów z kultury opiera się na tym opowiadaniu. Muszę przyznać, że nie oglądałam filmu Tima Burtona. Jednak podobno film jest bardzo lekko oparty na opowiadaniu. Jeżeli ktoś z Was czytał i oglądał, to dajcie znać. „Jeździec bez głowy” opowiada o bakałarzu Ichabodzie Crane’ie. Crane wierzy w duchy i magię. Zna na pamięć książkę o czarach. Jednak opowiadanie nie opowiada o zjawiskach nadprzyrodzonych.
Jego główną osią jest chęć zdobycia sera bogatej dziewczyny, aby wejść do bogatej rodziny. Któż by się spodziewał, prawda? Crane stara się zdobyć serce wybranki za wszelką cenę. Większość opowiadania stanowią opisy Crane, jego pracy i zalotów. Niestety nie ma się tutaj czego bać. Jedynymi emocjami, które mi towarzyszyły były złość i zdenerwowanie. Crane to zdecydowanie antybohater. Nie da się go polubić. Irytował mnie przez większość czasu. A tytułowy Jeździec bez głowy pojawia się tylko jako wzmianka. Ma jedną scenę na sam koniec, chociaż i tak zakończenie jest takie, że właściwie nie ma pewności co do tego.
Kolejnym opowiadaniem jest „Rip van Vinkle”. Rip to biedny chłop, który jest pomocny i uprzejmy. Jednak tylko dla obcych ludzi. W domu nie robi nic, miga się od roboty i narzeka na żonę, która narzeka na niego. Pewnego dnia idzie na polowanie i spotyka dziwnego człowieka. Nie chcę mówić nic więcej, żeby nie zepsuć zabawy. To opowiadanie podobało mi się bardziej. I chociaż Rip to irytujący bohater, to ma w sobie coś, co pozwala go polubić. W tym opowiadaniu również nie dostaniemy grozy. Ani przez chwilę się nie bałam.
Ostatnim opowiadaniem jest „Upiorny narzeczony” i z tych trzech tekstów, ten jest najlepszy. Nie jest straszny tak jak pozostałe. Jednak wzbudza pewne emocje. Opowiadanie jest o młodej dziewczynie, która wkrótce ma wyjść za mąż. Jednak nie jest jej dane żyć z ukochanym, który ginie w drodze do zamku. Jednak słowny hrabia, pojawia się w wieczór przed swoim pogrzebem, by chociaż raz spojrzeć na ukochaną.
To opowiadanie zawiewa romantycznym gotykiem. Tragiczną miłością i niespełnionymi marzeniami. Zakochana dziewczyna dowiaduje się, że jej ukochany to upiór i nie będzie mogła go poślubić. Tragizm wylewa się z tego opowiadania. Zdecydowanie więc polubiłam je najbardziej.
Całość nie wzbudziła we mnie większych emocji. Jednak polecam ten krótki zbiór opowiadań. Chociażby dla samego języka, którym posługuje się autor. Bo opowiadania są napisane przepięknie. Zdania zbudowane są z pewną egzaltacją i melancholią. Opowiadania same w sobie nie są nudne, przeczytałam je bardzo szybko. Zdecydowanie są dla osób, które nie oczekują od książki strachu i grozy, Jest to takie lekkie wydanie horroru.