Książkę czyta się bardzo dobrze, pomimo że temat jest poważny. Z lekcji biologii pamiętam, że to było bardzo nudne, że kolejne ameby i inne pierwotniaki na każdej następnej lekcji nie wiązały się z sobą. Taki zlepek tematów. A może uczyli mnie nauczyciele bez pasji, nie tacy jak autor tej książki? Autor opowiada o tych mikroorganizmach w sposób ciekawy, a przede wszystkim bezustannie odnosi tę wiedzę do życia, tak że ja laik mogłam sobie ciągle wszystko lokalizować, wyobrażać. Było to tak iluminacyjne doświadczenie, tak inne od tych ameb ze szkoły, że prawie polubiłam biologię!
Okazuje się, że bakterie to nie tylko E-cola i zarazki cholery, że mikroorganizmy umożliwiają trawienie, że bez nich życie organizmu byłoby nieznośne, że zbytnia sterylność jest szkodliwa. Wielkim objawieniem był dla mnie rozdział o trawieniu szczawianów przez organizm i niezbędnej roli mikroorganizmów. Poza tym autor opowiada więcej o bakteriach i ich DNA. Wreszcie dowiedziałam się o tym, jak to się dzieje, że bakterie uodparniają się na antybiotyki.
W ogóle książkę czyta się jak fascynującą powieść, powieść o królestwie mądrych organizmów, aczkolwiek malutkich. Mają one opinię szkodników, ale autor udowadnia że tak nie jest.
Choroby zakaźne u ludzi wywołuje mniej niż sto gatunków bakterii - w odróżnieniu od tysięcy gatunków bytujących w naszych przewodach pokarmowych, które w większości są nieszkodliwe. W najgorszym razie są pasażerami lub autostopowiczami. W najlepszym przypadku nie...