"Sięgamy po nasze czarki, przechylamy głowy, sączymy napój... i świat się zmienia. Para bucha i zawisa między nami, rozmazując nasze twarze. Odgłosy herbaciarni cichną, aż zostajemy tylko my dwoje naprzeciwko siebie. Wszystko wokół nas faluje jak we śnie. Powietrze pachnie kamelią niczym jesienny spacer wśród drzew herbacianych przyozdobionych białymi kwiatami."
"Napar z magii i trucizny" jest fantastyczną książką. Sam pomysł na główny wątek, jakim jest herbaciany turniej był tutaj strzałem w dziesiątkę. Jednak... nie do końca tak było. W tym świecie musisz uważać, gdy parzysz herbatę. Każdy liść jest na wagę złota, a każdy rytuał wprawia w inny stan. Rodzina Ning jest w rozsypce - jej matka zmarła, a siostra jest poddana truciźnie. Gdy dziewczyna dowiaduje się o konkursie na wyłonienie największych shénnóng-shi, nie waha się i udaje się do stolicy cesarstwa by wziąć w nim udział. Na swojej drodze napotka wielu rywali, lecz czy ta walka jej się opłaci?
Czytanie tej książki było czystą przyjemnością. Jestem ogromną miłośniczką herbaty, także ta jej magiczna koncepcja była dla mnie dużym odkryciem. Autorka wprowadziła tu unikatowy klimat, pełen tajemnic, mglistych wspomnień oraz parujących filiżanek. Fragmenty dotyczące tego napoju oznaczyłam niebieskim znacznikiem, także sami możecie zobaczyć ile ich tutaj było. Co więcej, prócz herbacianych opisów, mamy tu również ogromne zaplecze roślin zielarskich, leczniczych, które główna bohaterka (i nie tylko) używa do swoich naparów. To było niesamowite. Zhang Ning jest osobą, która dużo poświęca w tej historii. Zaczynając od niebezpiecznej misji uzdrowienia siostry a kończąc na ratowaniu całego cesarstwa. Wielokrotnie sprawiała, że nie mogłam zapomnieć o rozgrywających się tam wydarzeniach. W turniejach od początku stawiała na serce i nauki, które doprowadziły ją do tego miejsca. Niestety nie dla wszystkich było to wystarczające... Konkurencje stawały się trudniejsze a sprzymierzeńcy niepewni, jednak to, jak dziewczyna niemalże sama radziła sobie ze znalezieniem rozwiązania było dla mnie zadziwiające. Pod opisem "Napar z magii i trucizny" jest wzmianka o tajemniczym sojuszniku. Możecie się domyślać schematu postępowania, ale uwierzcie, że ta historia niejednokrotnie Was zaskoczy. W pierwszych rozdziałach poznajemy osobę, która staje się dla naszej bohaterki wsparciem, pomocą w trudnych chwilach. Niestety nie cieszy się uznaniem wobec innych... Tylko czy to aby na pewno jest prawdziwy sojusznik? Judy I. Lin stworzyła tutaj również ciekawy wątek oparty na losach księżniczki, ale jeśli chodzi o szczegóły, te zostawię Wam. Mogę jeszcze dodać, że rozbudowanie części dotyczącej każdego z bohaterów było w tym wypadku niezwykle pomysłowe.
Było pięknie, magicznie, herbacianie.
Niestety książka Lin nie zostanie moim ulubieńcem. Nie wiem czy to kwestia moich chęci (czy raczej niechęci) do jej kontynuowania bądź zawiłych wątków, ale od połowy strasznie się z nią męczyłam. Styl autorki mi odpowiadał, jednak tempo prowadzenia historii już mniej. Opisywane konkurencje były chyba jedynym elementem, który mnie w pełni angażował i aż żałuję, że było ich tak niewiele. Większość tej książki balansuje wokół historii cesarstwa, rodziny Ning oraz szukania trucizny. Ah, i w moim odczuciu, słabym wątkiem romantycznym. Nawet zakończenie nie za bardzo mnie przekonało do tej historii. Szkoda. Naprawdę żałuję, że nie oddałam jej swojego serca, choć pewną cząstkę mnie mogłam tutaj odnaleźć. Czy będę czekać na kontynuację? Pewnie tak. Koniec końców jestem ciekawa jak potoczą się losy cesarstwa oraz samej Zhang Ning. Jeśli lubicie dodatki do książek, to polecam zajrzeć na ostatnie strony, gdzie znajduje się słowniczek wraz z transkrypcją nazw, imion oraz składników do naparów, które przygotowywali uczestnicy turnieju.
[ Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Must Read ]