...to patrzy w inną stronę.
Pamiętam, kiedy czytałam w liceum literaturę obozową, jak mną to wstrząsnęło. To, że ludzie są zdolni do takich rzeczy. I że potrafią takie rzeczy nie tylko przeżyć, ale i o nich opowiedzieć.
Pamiętam, że kiedyś na języku polskim - chyba przy omawianiu Nałkowskiej - padło stwierdzenie, że te teksty, świadectwa i opowiadania są przestrogą dla nas wszystkich. Żeby to się nie powtórzyło.
Tymczasem się powtarza. Od 2014 roku w Donbasie. Od 2022 roku w reszcie Ukrainy. W różnych miejscowościach, rozsianych tu i tam. Wszędzie, gdzie jest jakaś wolna piwnica i gdzie może wkroczyć ruskij mir.
,,(...) jeżeli Bóg jest wszechobecny, to znaczy, że teraz siedzi w monitorce obok tego chłopaka i z uśmiechem obserwuje tortury.''
To, o czym pisze Asiejew, jest niewyobrażalne, przerażające i monstrualne. To zło w czystej postaci. Coś niezrozumiałego, coś co zawiesza nasze mózgi gdy uświadamiamy sobie, że nie czytamy o czymś, co wydarzyło się gdzieś-kiedyś kilkadziesiąt lat temu. Kiedy uświadamiamy sobie, że czytamy o sytuacjach, które wciąż mają miejsce.
Teraz.
W XXI wieku.
Za naszą granicą.
W tej chwili historii gdy już doskonale wszyscy wiemy do czego prowadzi totalitaryzm. Jak nieludzkie i potworne są obozy koncentracyjne.
A Izolacja właśnie tym jest - donieckim obozem koncentracyjnym. Tajemnicą poliszynela, miejscem o którym mówi się trwożliwym szeptem. Budynkiem stojącym przy ulicy Świetlanej Drogi 3, ale nie mającym ze światłem nic wspólnego.
Chyba, że to, że ono nigdy w celach nie gaśnie.
,,Gdzieś w głębi duszy mam nadzieję, że jednak Bóg istnieje. Poczułbym się lepiej, gdyby istniał i uczciwie przyznał, że tamtej nocy stał zarówno przy torturowanym chłopaku, jak i przy mnie, tak samo jak każdej z dziewięciuset sześćdziesięciu nocy mojej niewoli.''
Asiejew pisze o torturach - o rażeniu prądem, o gwałtach, o znęcaniu się fizycznym i psychicznym. Pisze o upodleniu więźniów. O konieczności noszenia worków na głowie. O karach. O szczekaniu pod łóżkiem. O wyzwiskach i o tym, jak Izolacja łamie ludzi.
Pisze o tym, że nic nie ma tam sensu. Porządek świata zostaje zawieszony, rozmywa się. Siedzą tam i Ukraińcy popierający Ukrainę, i Ukraińcy popierający istnienie DRL. Siedzą tam ,,polityczni'' i ,,kryminalni''. Siedzą ludzie przypadkowi. Ale na każdego znajdzie się paragraf.
I nawet kryminalni - ludzie, którzy pół życia spędzili w różnych zakładach karnych - nie są w stanie połapać się o co w tym wszystkim chodzi. Jak się zachowywać. Dlaczego reguły, które znali obowiązują wybiórczo. Albo wcale.
Poza tym Izolacja istnieje ale nie istnieje. Oficjalnie nikt się do niej nie przyznaje.
Pisze też Asiejew o samobójstwie. O tym, jaką huśtawką emocjonalną jest pobyt w takim miejscu. Czekanie. Ciągłe czekanie na to, że ktoś załomota w drzwi. Że każą śpiewać, żeby zagłuszyć krzyki torturowanych. Że będą bić. Czekanie na to, żeby odpowiednio szybko zeskoczyć z pryczy i wciągnąć worek na głowę.
Czekanie na kolejny dzień.
Na widzenie z matką.
Na list.
Na paczkę.
Na wymianę.
Na przeniesienie do zwykłego więzienia.
,,Dotarło do mnie, że nikt tu nie zna naszych doświadczeń; mało tego, cierpieliśmy po nic. Ludzie nie chcą żyć torturami i piwnicą, muszą ubrać dzieci.''
To chyba jedno z najbardziej przejmujących zdań tej książki. Choć cała książka była taka - przejmująca, bolesna i przerażająca. Zimna i okrutna.
,,Świetlista Droga'' jest świadectwem istnienia okrutnego i potwornego zła. Zła, o którym myśleliśmy, że odeszło w niebyt wraz z końcem II Wojny Światowej.
Myliliśmy się.
I nie wyciągnęliśmy z tego najwyraźniej żadnej lekcji.