Nora, tego nie ma w scenariuszu Annabel Monaghan to świetna słodko-gorzka komedia romantyczna na lato, która wywoła naprawdę burzę emocji! Romantyzm zawsze kojarzył mi się z przesłodzonymi i tandetnymi tekstami, ale byłam w sporym błędzie… Zapomniałam o gestach, spacerach podczas wschodu lub zachodu słońca i legendarnych motylach w brzuchu, które nie wiadomo skąd się biorą, ale zawsze pojawiają się w odpowiednich chwilach. I ta powieść taka jest: zabiera nas na najpiękniejszy wschód słońca, pokazując blaski i cienie miłości, o której nieraz każdy z nas marzył.
„- A widzisz, jednak masz duszę romantyczki!
- Tylko zawodowo. Na papierze. Tam, gdzie jest mało do stracenia.”
Któż lepiej zna się na miłości od scenarzystki romantycznych filmów? Nora została sama z dwójką dzieci, zamieniając rozpad swojego małżeństwa w najlepszy scenariusz filmowy. Jej dom staje się planem filmowym, a Leo, jeden z najbardziej rozpoznawalnych (i seksownych) aktorów, wywraca życie Nory do góry nogami. Postanawia zamieszkać na ganku na czas trwania nagrań. Siedem dni, siedem wschodów słońca i siedem dni, w których… można się zakochać. I zostać zranionym. Wiemy jedno: życie lubi pisać swoje scenariusze, więc co stanie na drodze Nory? Jednak wiemy, że nasza rzeczywistość to nie film i w szarej codzienności brakuje scenariusza. Jaka więc miłość urodzi się podczas wschodu słońca?
„- Co? Uważasz, że karmię się złudzeniami?
- Nie, moja droga. Uważam, że się zakochałaś. Jeszcze po prostu nie wiemy, jak będzie wyglądał happy end tej konkretnej historii.”
To jedna z tych powieści, w której bohaterowie w ogóle nie chcieli się mnie słuchać! A ja miałam tyle dobrych rad dla nich! Początkowo myślałam sobie, że czeka mnie słodka opowieść: ona scenarzystka filmowa, która ledwo wiąże koniec z końcem, on znany aktor filmowy. To znany motyw i niezwykle trudno jest przełamać schemat, a co za tym idzie: zaskoczyć czytelnika. Annabel Monaghan bawi się naszymi emocjami, pokazując nam miłość, która jest niezwykle autentyczna. Taką relację rzadko przyjdzie nam oglądać na wielkich ekranach, bo w Nora, tego nie ma w scenariuszu są pokazane blaski i cienie miłości. Autorka mówi wprost do czytelnika: nie ma idealnej miłości. Każdy z nas boi się zaufać drugiej osobie, a po traumatycznym rozstaniu i rozwodzie jeszcze trudniej jest się otworzyć. Nie raz i nie dwa ta historia zaskakuje czytelnika. Annabel daje pstryczka w nos, gdy myślimy, że już wszystko będzie dobrze, ostatni filmowy klaps i pojawi się napis: żyli długo i szczęśliwie. Nic bardziej mylnego, bo to w końcu życie pisze najbardziej niespodziewane scenariusze!
„W głębi serca dobrze wiem, że to nie na zawsze, ale trzymam się kurczowo tego wszystkiego jak człowiek, który nie chce się zbudzić, gdy śni się mu naprawdę fajny sen, bo wie, że w prawdziwym życiu tak nie będzie.”
I powiem Wam jedno: nie zdziwię się, jak Nora, tego nie ma w scenariuszu zostanie naprawdę zekranizowana. Podczas czytania możecie płakać, śmiać się i przeżywać te emocje razem z bohaterami. A co ważniejsze: może i Wy się zakochacie…