"Lee Schubienik" to literacki debiut Aleksandy Konefał i po głębszym zastanowieniu śmiem sądzić, że całkiem udany. Co prawda było kilka rzeczy, które mi się nie do końca w tej książce podobały, ale jednak w ostatecznym rozrachunku wypadła ona bardzo dobrze, na tle innych podobnych powieści, jakie miałam możliwość w ostatnim czasie przeczytać.
Przechodząc jednak do recenzji, zacznijmy może od gatunku, bo jak dla mnie nie do końca odpowiada on temu, co się dzieje na kartach książki. Jeżeli naprawdę jest to horror, to dla mnie nie jest on ani trochę straszny, bo coś "mocniejszego" dzieje się tylko w jednym rozdziale, a poza tym jest raczej sielankowo i bardziej mi to przypomina powieść obyczajową, niż horror. Jak dla mnie nie jest to minus, ale ktoś kto liczy na mocne uderzenie, duchy, morderców, zjawiska nadprzyrodzone i tak dalej, to może być odrobinę zawiedziony, bo cała książka jest w pewnym sensie "delikatna".
Powieść opowiada historię siedemnastoletniej Alicji, która do pewnego czasu uczyła się w liceum dla dziewcząt w Alton, jednak jej ojciec, baron von Tochk, za namową swojej młodej narzeczonej Arabelli, postanawia, że jego córka będzie miała od teraz nauczanie domowe. Ten pomysł oczywiście nie podoba się nastolatce, ale niestety nie ma w tym aspekcie nic do powiedzenia. Jej nauczycielką zostaje nieco roztrzepana i wymagająca, ale zarazem bardzo sympatryczna pani Donell, z którą dziewczyna dość szybko łapie wspólny język. Jedynym problem jest to, że dziewczyna musi odbywać te lekcje wraz z niepokornym bratem przyszłej macochy - Derekiem. Jest to w pewien sposób taka relacja hate - love i muszę przyznać, że początkowo naprawdę im kibicowałam, bo mogliby tworzyć naprawdę ciekawą parę.
Jednak co z tytułowym Lee Schubienikiem? Otóż, Alicja poznaje go podczas samotnej wędrówki do lasu i w pewnym sensie ratuje mu życie. Jest to postać bardzo tajemnicza, ale ja po prostu nie potrafiłam go nie lubić, bo wydawał mi się on bardzo zagubiony i po prostu pragnęłam tak jak Alicja, móc się nim zaopiekować i nauczyć go jak żyć w naszym świecie. Mężczyzna bardzo mocno przywiązuje się do nastolatki i zachowuje się przy niej dosłownie jak wierny pies, który każdą chwilę pragnie spędzać w jej towarzystwie i to właśnie okazuje się być zgubą i największą tragedią nastolatki. Nie wie, że przyjaźń z tą osobą, będzie ją wiele kosztować.
Przez większość książki śledzimy losy nastolatki, która jest raczej jak każda inna dziewczyna w jej wieku. Martwi się ślubem ojca z młodą kobietą, przeżywa egzaminy do szkoły, zawiera piękne przyjaźnie i myślę, że nawet odrobinę się w pewnym panu podkochuje. Bardzo ją polubiłam za jej chart ducha i otwartość, ale wydaje mi się, że autorka celowo zbudowała takie postacie, których po prostu nie da się nie lubić. Szczerze pokochałam zarówno Alicję, jak i Dereka, a także wszystkich ze służby i nawet Arabellę, której główna bohaterka raczej nie darzyła sympatią. Bardzo więc przeżyłam końcówkę tej książki, która niestety (albo i stety) dobitnie daje nam do zrozumienia, że jest to dopiero pierwszy tom opowieści Alicji i w jej życiu jeszcze wiele się może wydarzyć.
Książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie, a autorka bardzo dobrze potrafi oddać klimat rezydencji barona, a także całego małego miasteczka, w którym żyją bohaterowie. Niby nie dzieje się wiele strasznych rzeczy, ale jednak ciągle czytelnik ma gęsią skórę, bo co się może stać, gdy bohaterka o pierwszej w nocy sama pójdzie do lasu? Albo czy duchy z nawiedzonej posiadłości jednak się komuś ukarzą? A co ze zmarłą matką dziewczyny? I kim właściwie jest Lee Schubienik? Te wszystkie pytania piętrzą się w naszej głowie i z niecierpliwością przekręcamy kolejne strony, czekając na to, co jeszcze się wydarzy.
Bardzo miło spędziłam czas z tą książką, a końcówka bardzo mnie zaskoczyła, więc jak ktoś z Was szuka takiego spokojnego horroru (mi nadal tutaj nie pasuje ten gatunek) to jak najbardziej mogę Wam ją polecić, chociażby dla tych wszystkich wspaniałych i budzących ogromną sympatię bohaterów.