Co zrobisz, kiedy podczas zwykłego spaceru po lesie spotkasz niedoszłego samobójcę? Pomożesz mu czy przejdziesz obojętnie?
Taka sytuacja przytrafiła się Alicji, siedemnastoletniej córce barona. Dziewczyna całe życie jest bardzo samotna, a jedynym jej marzeniem jest powrót do szkoły w Alton. Życie byłoby znośne, gdyby jeszcze jej ojciec nie poznał Arabelli… I nie planował z nią ślubu. Na dodatek jeszcze Alicja musi zaprzyjaźnić się z jej bratem, Derekiem. A ten jest wyjątkowo irytujący.
Sytuację znacząco zmienia poznanie tajemniczego mężczyzny. Dziewczyna spotyka go w momencie, kiedy ten próbuje się powiesić. Lee Schubienik jest… Dziwny. Trochę tajemniczy, trochę dziecinny. Wkrótce zaprzyjaźnia się on z dziewczyną, ale ich relacja z każdym kolejnym spotkaniem staje się coraz bardziej niepokojąca. Kim on jest? I jaki sekret skrywa ta smutna rezydencja, która dla Alicji jest przecież domem?
Zacznę od zupełnie innej strony niż zazwyczaj, bo od okładki. A jest ona po prostu przepiękna! Wykonała ją pani Paulina Radomska – Skierkowska, która idealnie oddała na niej klimat tej książki. Ten kruk na drzewie, nienaturalnie wielki księżyc i sama postać tytułowego Lee Schubienika… Po prostu coś cudownego!
No właśnie, a sam Lee Schubienik? Tak naprawdę ta aura tajemniczości nie opuszcza go przez całą historię. Wiemy, że ma jakieś zamiary względem naszej głównej bohaterki, Alicji. Ciężko jest jednak stwierdzić, czy jest on jej przyjacielem, czy może wrogiem. Cała ich relacja jest ogólnie bardzo dziwna. Alicja bowiem raz darzy go współczuciem, a innym razem jest na niego wściekła. Lee o czymś jej przypomina – być może o czymś, co powinno pozostać w podświadomości baronówny…
A to przecież dopiero wierzchołek góry lodowej. Jak jednak w jednej recenzji opisać wielowymiarowy charakter każdej z postaci? Tak naprawdę autorka stworzyła wiele typów osobowości, o których po prostu przyjemnie i z zaciekawieniem się czyta. Nawet zwykły służący intryguje swoją osobą, pozostawiając po sobie niedosyt. Dlatego szczerze mówiąc bardzo się cieszę, że to dopiero pierwszy tom tej historii, bo z chęcią poznam kolejnych bohaterów wykreowanych przez panią Konefał.
W całej książce czuć niepowtarzalny klimat niepokoju. Niby nie ma on żadnych podstaw, bo historię tę czyta się jak zwykłą obyczajówkę z elementami horroru. Wiele w niej na pozór nic nieznaczących scenek, które mogłyby równie dobrze zostać pominięte. Jednak wraz z biegiem historii odkrywamy, że tak naprawdę wszystko ma tutaj swój sens logiczny. Ja sama na co dzień nie czytam horrorów, tutaj jednak byłam pod wrażeniem, jak oniryczny klimat tej powieści potrafił wywołać dreszcz niepewności na mojej skórze. Jednak jeśli szukacie historii o wyrwaniu sobie flaków oraz morderstwach, to tutaj tego nie znajdziecie. Autorka bowiem skupia się na stopniowym podsycaniu grozy, dopiero pod koniec atakując znienacka zwrotem akcji. A zakończenie zostawia po sobie spory niedosyt i chęć, aby jak najszybciej dowiedzieć się, jak dalej potoczy się ta historia.
Co mogę dodać? To ten typ książki, która po prostu jak najbardziej nadaje się do przeczytania. Pani Konefał oczarowała mnie swoją kreacją świata, stylem oraz wieloma wątkami, o których ciężko mi będzie zapomnieć. Bardzo udany i intrygujący debiut autorki z naszego polskiego podwórka, który udowadnia, że dobry horror niekoniecznie musi składać się z samych krwawych scen, a często naszym największym powodem do niepokoju jest najbliższa rodzina. Serdecznie polecam i czekam na kolejne tomy!
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta, za co bardzo dziękuję!