„Naucz się widzieć ludzi tak, jak widzisz obrazy. Pełne niuansów, półcieni, a nie takie… czarno-białe karykatury”.
Silas Nash rozpoczyna właśnie ostatni semestr nauki na swoim drugim kierunku. Czuje, że nie potrafi znaleźć dla siebie miejsca w świecie, w którym zdaje się, że wszyscy przestali mieć na uwadze tradycyjne wartości i skupili się na przelotnych znajomościach.
Sebastian Nolan wraca właśnie do pracy jako profesor rysunku po roku przerwy, którą poświęcił na żałobę po swoim tragicznie zmarłym mężu, Adamie.
Czy pozornie nic nieznaczące spotkanie między tą dwójką ludzi ma jakiekolwiek szansę by stać się czymś więcej? Czy zawsze najważniejsze jest bycie odpowiedzialnym? I dlaczego tak ważne są drugie szanse?
Chyba znalazłam kolejną książkę do kategorii „Moje guilty pleasure”! Co za przyjemność sprawiło mi pochłonięcie tej książki w dwa dni. Historia ta, jak wskazuje sama autorka oraz opisy od wydawcy, skupia się na relacji student–nauczyciel (w tym wypadku profesor), które w Ameryce, gdzie akcja książki ma miejsce, są jeszcze bardziej piętnowane niż u nas w Polsce oraz mogą przysporzyć poważnych kłopotów, zwłaszcza stronie starszej, która ma więcej do stracenia. Książka ta jednak, choć pokazuje różne aspekty tego społecznego tabu i – słusznie – określona została jak romans, jest też historią o czymś więcej. Jest to opowieść o zachwianych i trudnych do odbudowania relacjach rodzinnych, o poznawaniu siebie, szukaniu prawdziwego ja. Jest to ludzka opowieść o ludziach, którzy starają się sobie przypomnieć, jak to jest znowu pokochać i zaufać.
Pomimo tego, że książka porusza – jakby nie było – trudne tematy, to napisana została w sposób przystępny i niemęczący. Jeśli połączyć to z udanym wyważeniem między scenami poważnymi a przeplatanym humorem (choć mimo wszystko nie zawsze trafiającym, ale to już kwestia bardzo subiektywna), to otrzymujemy opowieść, od której naprawdę ciężko się oderwać. „Druga szansa: Profesor” sprawia, że chcemy z bohaterami przebywać, chcemy wiedzieć, co zrobią dalej i jak potoczy się ich historia. Chcemy tego, bo zwyczajnie ich lubimy. I to jest jedna z największych zalet tej książki.
Oczywiście nie mogłoby się obyć bez tak zwanych czarnych charakterów, ci też się tutaj pojawiają i – dodajmy – są bardzo schematyczni, ale zbytnio to nie przeszkadza, gdy zdamy sobie sprawę, że tak naprawdę książka ta jest kolejnym powieleniem schematu, który już odtwarzany był tyle razy, że znamy go prawie na pamięć. Schemat ten nie podlega też tutaj wielu modyfikacjom. Bez zaglądania do książki jesteśmy już w stanie wywnioskować, jak się skończy. Ale… to też nie przeszkadza! Zwłaszcza jeśli ktoś historie tego typu lubi (tu możemy przybić piątkę!).
Czy jest to arcydzieło literatury pięknej? Nie, ale przecież nie musi być. Jest to idealna książka na (lekko spóźnione, ale jednak) zamknięcie pride month, a poza tym jest to po prostu ciekawa historia i dobra zabawa przy jej poznawaniu. W związku z tym można przymknąć oko na (w niektórych aspektach) wyidealizowane postaci, pewne nieprawdopodobne sytuacje czy podejrzanie często pojawiające się Zupełnie Przypadkowe Zbiegi Okoliczności. Najważniejsze, że jest to książka, która sprawia przyjemność w odbiorze. Niegłupia i niebanalna, a przy tym idealna do relaksu. Czego latem chcieć więcej?