Z Agatą Kołakowską przeżyłam nie pierwszą już przygodę, znam kilka jej książek i bardzo lubię. Kiedy więc pojawiło się „Szczęście na miarę”, przeczuwałam jak zwykle interesującą fabułę. A tu nostalgiczna, kobieca okładka w klimacie retro i barwach sepii, sugerowała jakąś romantyczną historię. Autorka nie do tego mnie przyzwyczaiła swoimi poprzednimi powieściami. Przynajmniej nie tymi, które znam, bo dotychczas dała mi się poznać jako pisarka tworząca trudne, niepokojące historie o mrokach ludzkiej duszy, wciągające powieści psychologiczne, a tu taka niespodzianka.
Przyznam, że początek mnie nie zachęcał, bo zapowiadała się ckliwa historia miłosna ze szczyptą magii w tle. Leonard Kittay szyje przepiękne suknie, które spełniają marzenia. Każda klientka otrzymuje strój z wszytym w pasku wyhaftowanym na skrawku materiału życzeniem i ledwie ją założy, to dostaje to, czego chciała. Dagna – ambitna dziennikarka z lokalnej gazety, absolutnie nie wierzy w tą magię i za wszelką cenę chce zdemaskować oszustwo krawca. Aby napisać ciekawy artykuł, sama zamawia u niego sukienkę. Oczywiście jej marzenie spełnia się natychmiast, gdy tylko ją włoży – chciała powrotu męża, a ten od razu pojawia się pod jej drzwiami.
Wszystkie zadowolone klientki są absolutnie przekonane, że to sukienki Kittaya sprawiają, że ich marzenia się spełniają. Jest tylko jedna osoba, która nie ma powodów, by podzielać to zdanie – to sam Leonard. Dawno temu uszył dla swojej ukochanej Małgorzaty sukienkę, która miała zapewnić im wspólną przyszłość i wielką miłość, a jednak pozornie szczęśliwa para rozstała się, a Małgorzata poślubiła ich wspólnego przyjaciela – Edwarda, a Leonard pozostał samotny, czekając na ukochaną. Okaże się jednak, że sukienka Małgorzaty również była skuteczna.
Z tej nostalgiczno – romantyczno - magicznej historii wyłania się refleksja o tym, czym jest szczęście i dość złożona prawda o naszych pragnieniach i tęsknotach, które czasami realizują się w zupełnie zaskakujący sposób. Czy nasze szczęście i dążenia uzależnione są od czynników zewnętrznych, czy raczej sami musimy podjąć działania, aby osiągnąć to, co sobie wymarzyliśmy? Wielkie zainteresowanie usługami Leonarda wywołane artykułem prasowym poskutkowało falą pretensji zgłaszanych przez klientki, którym sukienka nie zapewniła szczupłej figury i wygranej w totolotka. Dagna, odzyskawszy miłość męża, nie wie, co z nią zrobić, bo jednak do zdrady doszło i trudno o niej zapomnieć. Sam mistrz krawiectwa, choć kocha to, co robi, to nie realizuje swoich innych marzeń. Nie zawalczył też o swoją największą miłość wtedy, kiedy jeszcze można było wszystko uratować. Mirela, jego prawa ręka, przez skromność i brak pewności siebie również nie sięga po marzenia. Nawet odrobinę komiczna postać Marii – natrętnej muzy Leonarda, ostatecznie budzi współczucie, gdy życie nie szczędzi jej rozczarowań z każdej strony.
Początkowo byłam zawiedziona tą powieścią, bo wydawała się naiwna i płytka. Z każdą jednak stroną, z każdym zwrotem akcji, których tu nie brakuje, nabierała barw i życia, nabierała głębi i mądrości. Okazała się ostatecznie po prostu dobrą powieścią obyczajową, w której warstwa psychologiczna jest zbudowana wiarygodnie, a postacie są złożone i również autentyczne. Dobrze, że zaufałam nazwisku autorki, a nie romantycznej okładce.