Książka jest dziennikiem podróży do ostatniego bastionu realnego komunizmu napisanym przez znanego angielskiego podróżnika, byłego członka grupy Monthy Pythona. Autor prezentuje postawę przeciętnego Anglika, który z naturalną wyższością i z wielką ignorancją patrzy na ten dziwny i mentalnie tak odległy od Zachodu kraj. Może dla kogoś, kto o Korei Północnej nic nie wie jest to lektura interesująca, ja o tym kraju przeczytałem już sporo (w przeciwieństwie do autora) więc dla mnie to nic nowego, powiem więcej, to chyba najgorsza książka o Korei Północnej jaką znam i zaraz uzasadnię dlaczego.
Oto Palinowi pokazuje się fałszywy, starannie wyreżyserowany, potiomkinowski świat a on to wszystko łyka z bogactwem inwentarza. Odwiedza np. chłopkę, która ma działkę i piękny dom, odwiedza rodzinę w stolicy kraju, która urządza na jego cześć wspaniałe przyjęcie, ale to wszystko są rodziny wybrane, poinstruowane jak mają się zachowywać, a jego wizyty są skrupulatnie wyreżyserowane, to czysty teatr, który on bierze za rzeczywistość. I gdy potem pisze: „Mieszkańcy Korei Północnej, z którymi się zetknąłem, nie są złowrogimi robotami. To ludzie uwięzieni w systemie wymagającym bezwzględnej lojalności, ale w zamian oferującym bezpieczeństwo, a części z nich, choć obwarowaną wieloma obostrzeniami, szansę na dość przyjemne życie i rozwój. Koreańczycy, których spotkaliśmy, i ci, których mieliśmy okazję obserwować, nie byli załamani i ulegli – raczej dumni ze swojego kraju i zadowoleni z zainteresowania, jakie im okazujemy.” to nie wiadomo czy śmiać się czy płakać.
Czasami autor usiłuje być oryginalny i podpuszcza lokalnych przewodników, aby powiedzieli coś przeciwko reżimowi: „Wyjaśnia mi [przewodnik], że wielcy wodzowie są głowami rodziny. Uosabiają całą miłość do ludu i miłość do kraju. Wtrącam, że nawet w najbardziej kochających się rodzinach dochodzi do kłótni. Czy krewnym zdarza się nie zgadzać z czynami wodzów?”. Jest to nie tylko niegrzeczne, ale bardzo niebezpieczne pytanie: każda najmniejsza krytyka reżimu kończy się dla Koreańczyka fatalnie (dla każdego, kto żył w komunie to oczywiste), a dla Palina to zabawa.
Na koniec Palin pisze „Doceniałem panujący wszędzie porządek i uprzejmość wszystkich napotkanych osób. Cudownie oddychało mi się niezanieczyszczonym powietrzem i ani przez chwilę nie brakowało mi internetu, smartfona czy głośnych i nachalnych reklam, którymi bombardowani jesteśmy na Zachodzie.” Ciekawe czy doceniłby pokazaną mu nędzę, przemoc, głód, system obozów pracy?
Poza tym irytuje, że na okładce i na połowie (niepodpisanych) zdjęć mamy samego autora, jakby on był w książce najważniejszy.
W sumie duże rozczarowanie, nie polecam.