"Nikt z nas nie jest idealny. W młodości robiłem wiele głupich rzeczy. Najważniejsze jest to, co z nich wyniesiesz. Czy uczysz się na błędach i czy wykorzystujesz daną ci szansę. Tylko tyle możemy zrobić."
"Król niczego" to na pewno książka, o której jeszcze bardzo długi czas nie zapomnę. Zresztą praktycznie każda książka Laury Paser wwierca się w mój mózg bardzo głęboko, nie chcąc za nic z niej wychodzić. Do dziś, co wspomnę ostatnią część serii "Pajęczyna" to chce mi się płakać... 😓 Ale ja dzisiaj nie o tym, bowiem na salony wjechał "Król niczego", którego sam tytuł intryguje i zachęca do przeczytana. No bo jak można być królem niczego?? Ano można! I właśnie o tym na własnej skórze przekonał się główny bohater tej książki - Tristan Hart. W jaki sposób otrzymał tak zacny tytuł? Jeśli jesteście ciekawi, zapraszam na dalszą część recenzji! 😉
Tristan Hart miał wszystko - idealny wygląd, bogatych rodziców, piękną dziewczynę i sławę, którą zapewnił mu talent do gry w kosza. Czy to nie brzmi jak bajkowe życie? Gdyby jeszcze dodać do tego zajebisty charakter, można by było pozazdrościć mu dosłownie wszystkiego. No ale niestety z tym ostatnim nasz bohater ma lekki problem, bowiem sława i popularność skutecznie tworzą z niego irytującego i zapatrzonego w siebie dupka, który uważa, że każdy powinien przed nim klękać i całować mu stopy, jak gdyby był jakimś ziemskim Thorem...Co gorsza, niestety większość szkoły za takiego go właśnie postrzega.. ale nie Kira, dziewczyna która twardo stąpa po ziemi i realnie patrzy na świat. Dla niej liczy się nauka i chęć bycia kimś w życiu. Tych dwoje nie przepada za sobą za grosz! Kira próbuje unikać Tristana jak ognia, a ten przy każdej możliwej okazji, pokazuje jak bardzo nią gardzi. Kira pisze artykuły dla szkolnej gazetki i niestety pewnego dnia pech chce, że redaktorka zleca jej zajęcie się kolumną sportową, a to oznacza, że dziewczyna będzie musiała wniknąć głębiej w życie szkolnego kosza, co nie jest jej w ogóle na rękę. Dziewczyna od tego czasu staje się obiektem szyderstw Tristana i choć stara się za bardzo nie reagować, czara goryczy przelewa się na jednej z imprez, kiedy to przez głupią zabawę traci swojego najlepszego przyjaciela. A winowajcą jest nie kto inny, jak oczywiście Tristan. Po burzliwej wymianie zdań między głównymi bohaterami, wstawiony chłopak wsiada do auta, nie zważając na jakiekolwiek konsekwencje, które mogą wyniknąć za prowadzenie pod wpływem alkoholu. I wtedy dochodzi do wypadku, który zmienia całe jego życie...Jak poradzi sobie w nowych realiach? I czy uda mu się odpokutować wszystkie krzywdy, które wyrządził innym swoim zachowaniem?
"Król niczego" to 567 stron czystej przyjemności - oczywiście dla czytającego, bowiem główni bohaterowie przechodzą swoje dramaty, których zapewne woleli by uniknąć 😅 Choć ilość stron z początku z leksza mnie przeraziła, tak jak skończyłam czytać, to pierwsze co mi przyszło na myśl, to dlaczego autorka nie stworzyła dłuższej historii... serio! Ona mnie tak pochłonęła, że nawet nie zauważyłam, kiedy byłam w połowie, nie mówiąc już o czytaniu końcówki. Ja Wam mówię - ta książka Was pochłonie tak mocno, że nawet nie zauważycie kiedy przeczytacie tę "cegiełkę"! A potem będzie Wam jej brakować 😆 Główne tematy tej książki to oczywiście koszykówka, relacja "enemies to lovers" (którą swoją drogą uwielbiam) i historia "slow burn", przez co wszystko rozwija się w idealnym tempie, nadając całości jeszcze większego realizmu. Mamy też sceny 18+, choć jak dla mnie było ich jak na lekarstwo 😂 Autorka tak dobrze buduje napięcie, że nieraz miałam ochotę rwać włosy z głowy i przeklinać. Niektóre sceny mocno działają na wyobraźnie 😈 także ten... nudy tu nie ma 😅 Bohaterowie, jak zawsze, wykreowani idealnie! Śmiem twierdzić, że Laura inaczej nie umie. Wszystko jest dopracowane w najmniejszym szczególe, przez co kocha się ich całym serduchem i z pewnością chciałoby się ich mieć wszystkich za przyjaciół. Autorka w fantastyczny sposób pokazała zmianę, jaka zaszła w głównym bohaterze po wypadku. Momentami sama miałam ochotę go przytulić, pomimo tego, że początkowo jego zachowanie irytowało mnie nieziemsko. "Karma" bardzo szybko do niego wróciła, a za swoją głupotę, zapłacił bardzo wysoką cenę. Jeszcze w tak młodym wieku... W przeciwieństwie do Tristana, Kirę polubiłam już od pierwszych stron. Kojarzyła mi się trochę z Hermioną z HP 😅 Podobała mi się jej zadziorność, stanowczość i to, że pod skórą zwykłej dziewczyny, była wojowniczką walczącą o własne marzenia. I robiącą wszystko, aby je zrealizować. Oprócz bohaterów pierwszoplanowych, na uznanie zasługują również Ci poboczni. Cała ekipa Tristana, przyjaciele Kiry, a nawet rodzice głównych bohaterów. Wszyscy mieli swoje miejsce w szyku i każdy był g-e-n-i-a-l-n-i-e wykreowany. Sama fabuła była do przewidzenia, ale to w jaki sposób autorka ją poprowadziła, była jak wyśmienita kolacja, od której nie można odejść dopóki się jej nie skończy. Wiecie, że ją zjecie i się najecie, ale największą przyjemność stanowi sami delektowanie się nią. Także w przypadku "Króla Niczego", choć możemy od razu wpaść na to, jak ta historia się zakończy, to jednak czytanie tego co się wydarzy, przyprawia o tak wiele emocji, że "przewidywalność" to nic, w porównywaniu z tym, co nieraz zaskoczy nas w tej książce. Styl pisania autorki jest niesamowicie przyjemny, każdą jej historię pochłania się na raz, czując ciągły niedosyt i chęć na jeszcze więcej. Ta kobieta dosłownie uzależniła mnie od swoich książek! Skandal 😅 Także na koniec, nie pozostaje mi nic innego, jak gorąco Wam polecić całą twórczość autorki, a "Król Niczego", to pozycja obowiązkowa dla osób uwielbiających emocjonujące historie! POLECAM!