Seria o Wiktorii Biankowskiej na swój sposób mnie zauroczyła, a drugi tom jej przygód wciągnął mnie na tyle, że po jego skończeniu niemal od razu zapragnęłam przeczytać część kolejną. Po Ja, potępiona sięgnęłam z pewną dozą niepokoju, ale i ekscytacji. Czy Tartar okazał się równie fascynujący, co poprzednie miejsca, w których przebywała Wiktoria? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w tej recenzji.
Po zakończeniu relacji z Piotrem Wiktoria postanawia wyznać swoje uczucia diabłowi Belethowi. Jednak ten, zamiast cierpliwie czekać, postanawia pozbyć się rywala – raz na zawsze. W wyniku nieszczęśliwego zrządzenia losu to Wiktoria zostaje znów pozbawiona życia, a na dodatek trafia do... Tartaru. Co gorsza, to miejsce, do którego nikt nie ma prawa wejść, a tym bardziej z niego wyjść. Jak więc uwolnić Wiktorię z tego strasznego miejsca? No cóż, szykuje się prawdziwa bitwa o duszę dziewczyny. Trzeba się jednak spieszyć, ponieważ pewna krwiożercza władczyni ma już pewne plany co do Wiktorii...
Główna bohaterka w moich oczach nie zmieniła się za bardzo od czasu lektury poprzedniej części, więc pozwolę sobie przejść do innych bohaterów. Nawet nie wiecie, jak mocno cieszę się, że autorka postanowiła tutaj pójść w ciut inną stronę i przybliżyła miejsce, o którym za wiele wcześniej nie słyszałam, a już na pewno się nie zastanawiałam. Tartar to miejsce dość specyficzne, które zdecydowanie nie należy do moich ulubieńców, a jednak było tutaj coś takiego, co postawiło tę książkę zdecydowanie wyżej w moim osobistym rankingu tomów tej serii.
Kuba Rozpruwacz, Hitler, Elżbieta Batory... Bez wątpienia są to postacie kontrowersyjne, które wzbudzają w bardzo dużej grupie ludzi dość negatywne emocje. No cóż, ja nie jestem odosobnionym przypadkiem i czytanie o tym, jak Hitler swobodnie rozmawiał sobie z główną bohaterką powieści, było... bardzo niepokojące. Nie da się jednak odmówić tej powieści oryginalności i umiejętności zaskakiwania czytelnika. Postacie Kuby Rozpruwacza i Elżbiety również zasługują na uwagę, a ich kreacja wypadła naprawdę bardzo dobrze.
Katarzyna Berenika Miszczuk po raz kolejny porwała mnie w świat Wiktorii Biankowskiej i nie pozwoliła mi na to, bym się nudziła. Kolejne rozdziały pochłaniałam w bardzo szybkim tempie, a to już chyba o czymś świadczy. Po Niebie i Piekle przyszedł czas na Tartar, który atmosferą znacznie odbiegał od znanej nam beztroski z poprzednich tomów. W tym miejscu mieszkańcy musieli wyglądać tak samo, pracować na swoje utrzymanie i produkty mające zaspokoić ich potrzeby. Czyżby miejsce to miało być specyficznym odwołaniem do ludzkiego świata? No cóż, myślę, że jest to bardzo ciekawa kwestia do zastanowienia.
Ja, potępiona to część, która spodobała mi się jeszcze bardziej, niż ta poprzednia. Pochłonęłam tę pozycję w ekspresowym tempie i z małym niepokojem patrzę w stronę czwartego tomu. Czy będzie on jeszcze lepszy, a może słabszy? Na ten moment żyję z myślą, że tom trzeci jest zdecydowanie najciekawszy.
Przyznam szczerze, że gdyby ktoś powiedział mi jeszcze jakiś czas temu, że tak mocno zwiążę się z serią o Wiktorii Biankowskiej, prawdopodobnie bym go wyśmiała. Jak widać jednak, w czytelniczym życiu wszystko jest możliwe. Jeśli szukacie czegoś lekkiego z wątkiem fantastycznym do czytania w długie jesienne i zimowe wieczory, to koniecznie sięgnijcie po ten cykl.