„Iron flame. Żelazny płomień” to druga część cyklu Empireum, na którą czekałam i trzymałam kciuki by jak najszybciej znalazła się u nas. Paczka promocyjna, którą otrzymałam była przepiękna, w smoczym kubku pijąc kawę zastanawiam się, jak wytrwać w oczekiwaniu na kolejny tom. Jestem przekonana, że nie tylko ja pragnie poznać kolejne wydarzenia, autorka nie ma litości dla swoich czytelników. Rozpoczęła się rewolucja, a właściwie trwała, jednak otworzyła swoje sekrety przed nami. Dla bohaterki rozpoczyna się drugi rok zajęć, jest bardziej świadoma tego, co tak naprawdę się dzieje wokół niej, z czym naprawdę musi się mierzyć. Rebecca Yarros jednak na tym nie poprzestała, dostarczyła mi więcej pytań niż odpowiedzi. Nie miałam wybory, dosiadłam swojego smoka i wyruszyłam u boku bohaterów w podróż, z której nie chciałam wracać do rzeczywistości.
Główną bohaterką książki autorstwa Rebecci Yarros pod tytułem „Iron flame. Żelazny płomień” jest Violet Sorrengail, dziewczyna, która odstawała od innych pod każdym względem. Nie tylko była drobna, bardziej krucha fizycznie, ale niesamowicie inteligentna i błyskotliwa. Miała dobre serce, którym zjednała sobie przyjaciół w miejscu, w którym nie można było nikomu ufać, zwłaszcza, że panowała wśród nich ogromna rywalizacja. W Basgiath’cie śmierć mogła czyhać za każdym rogiem, a przetrwać mogli jedynie najsilniejsi, ona taka była, udowodniła to tym, że związała się z dwoma smokami. Starcie z nowym wice komendantem i chronienie Xaidena nie należy do łatwych, jest jeźdźczynią o żelaznej woli, czy uda się ją złamać? Wieź Tairna i Sgayl wymaga tego, by dziewczyna latała na front, jej relacja z Xaidenem jest burzliwa, zwłaszcza, kiedy pojawia się była jego dziewczyna. Czy uda im się przetrwać kolejny rok? Czy walka, którą toczą jest skazana na klęskę? Ile jeszcze istnień pochłonie?
„Iron flame. Żelazny płomień” to niesamowita książka, która sprawiła, że emocje się we mnie kotłowały. Rozwijająca się budowa świata jest naprawdę fascynująca, bardzo lubię zwiedzać nowe miejsca, poszerzać wiedzę na temat tego, co Rebecca Yarros przedstawiła obecnie. To spostrzeżenie dotyczy także odkrywania nowych informacji na temat historii i polityki tego świata. W drugim tomie moja wiedza o tym, co naprawdę dzieje się na kontynencie jest bardziej złożona, jednak wciąż pozostaje wiele pytań bez odpowiedzi dotyczących przeszłości, mam nadzieję, że w dalszych częściach uda się ją pozyskać. Violet prowadziła wiele wewnętrznych walk, tłumiąc swoje emocje, dystansując się od przyjaciół i biorąc na siebie czasami zbyt dużą odpowiedzialność. To silna i zdeterminowana dziewczyna, która nie zawsze dostrzega, jaka jest odważna. Podjęła kilka wątpliwych decyzji, ale to właśnie sprawia, że jej postać jest dla mnie realistyczna, nikt z nas nie jest bez wad. Stara się, ale czasami to nie wystarczy, Violet nigdy się nie poddaje. Będzie wstawać, niezależnie od tego, ile razy upadnie. Bardzo brakuje mi Liama, jego śmierć odcisnęła Pietno na wszystkich, był świetnym bohaterem i żałowałam, że nie mogłam lepiej go poznać i zobaczyć w akcji. „Iron flame. Żelazny płomień” to książka, która nie tylko skupia się na akcji, ale także na relacjach bohaterów. Nie jestem pewna, czy będę gotowa w najbliższym czasie pożegnać się z Nawarrą, więc cieszę się, że przede mną jeszcze kilka książek, kwestia tego, jak poradzić sobie z oczekiwaniem na kolejne tomy, zwłaszcza, że zakończenie książki wbiło mnie w fotel.