Janna ze spokojnej holenderskiej rzeczywistości trafia do Niemiec 1936 roku, gdy naziści doszli do władzy. Ojciec wysyła ją do starego przyjaciela, Egona von Böttichera, by ten uczył ją szermierki. Robi to w dobrej wierze, chcąc zakopać stare spory i pomóc córce w spełnieniu marzenia o zostaniu najlepszą szermierką. Przebieg jej wyjazdu oraz jego priorytety szybko ulegają jednak zmianie, gdy dziewczyna zakochuje się w swoim sporo starszym nauczycielu.
🍃
Cenię sobie lektury, które zmuszają do myślenia. Przy których chwila nieuwagi może sprawić, że umknie nam coś istotnego. Takie, dla których musimy wygospodarować czas nie tylko na czytanie, ale również na przemyślenia, których mamy pełną głowę. „Holenderska dziewczyna” okazała się być właśnie taką powieścią. Pełna napięcia atmosfera, mroczny klimat, zbrukana niewinność i moralność, o której można dyskutować godzinami. To opowieść o bliznach, które pozostały w ludziach, którym przyszło żyć w czasach pochłoniętych przez wojnę (wojnę, którą nazywano ostateczną, choć wkrótce miało nadejść coś znacznie gorszego). Opowieść o zderzeniu starych poglądów i nowych idei. O zakazanej, brudnej miłości, która nie przynosi niczego dobrego. O sytuacji politycznej Niemiec w okresie dzisiaj nazywanym dwudziestoleciem międzywojennym, która stanowi jedynie tło. Pozornie niewinne tło ledwie dostrzegane przez nastolatkę, która odkrywa szarości świata. Która zbyt lekkomyślnie porzuca swoją niewinność – fizyczną oraz psychiczną – czego później żałuje.
A wszystko to dostajemy opisane pięknym stylem autorki, który oczarowuje czytelnika od pierwszych stron.
Główną bohaterką jest osiemnastoletnia Janna, która wychodzi spod bezpiecznych skrzydeł rodziców, by brutalnie zetknąć się z rzeczywistością. W nowym miejscu czuje się początkowo samotna i zagubiona, ale jej serce wypełnia miłość do szermierki. Gdy jednak wdziera się do niego Egon, jej poprzednia miłość przestaje mieć znaczenie. Dziewczyna całą swoją energię i uwagę poświęca jego osobie, chcąc odkryć, co kryje się w jego głowie. Co zaszło między nim i jej ojcem, czemu jest tak nieprzyjemny w obyciu, skąd wzięły się jego blizny... Egon stanowi postać wyrazistą, acz na tyle tajemniczą, że nawet do samego końca nie udaje nam się go całkowicie poznać. Wiemy, że mężczyzna walczył podczas pierwszej wojny światowej, na której poniósł ogromne rany fizyczne oraz psychiczne. Trauma odcisnęła na nim swoje piętno i go ukształtowała. Patrzymy na niego przez pryzmat uczuć zakochanej nastolatki i nie chcemy spojrzeć na niego inaczej w obawie, że okaże się być jedynie cieniem wojny.
Autorka powoli kreśli nam jego osobę, ale nie pozwala nam w pełni go poznać. Pokazuje nam realia tamtych lat i stopniowo zmieniające się nastroje polityczne, ale nie na tym się skupia. Bawi się dorastającą dziewczyną, która zbiera nowe doświadczenia, ale jednocześnie pozwala sobie na kilka niedopowiedzeń i niejasności. Daje nam wszystko i nic jednocześnie.
Po skończeniu książki czuję wiele, ale zupełnie nie potrafię nazwać uczuć, które mnie opanowały. Czuję się pełna, ale nie wiem, co mnie wypełnia. To przedziwny stan, ale bardzo miły dla mojego serca. Równie miły jak ta lektura.
„Holenderska dziewczyna” nie jest powieścią łatwą. Czyta się ją powoli i równie powoli tonie się w świecie kreowanym przez autorkę. Nim zdążymy się zorientować, nasze płuca już wypełnione są wodą i toniemy, przed czym nie ma już ratunku. Jest to lektura, która zostaje w człowieku i nie chce opuścić jego serca pomimo mijających dni. Czytelnik dzięki niej biegnie za tak wieloma myślami, że może nawet nie udać mu się złapać żadnej z nich. To taka książka, którą prawdopodobnie można przeczytać kilka razy, a każdy raz będzie niczym pierwszy. W mój gust czytelniczy wpasowała się idealnie.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Relacja.