Gdy byłam w końcowych klasach szkoły podstawowej to zaczęłam ją czytać i nawet doszłam do czytania przez rodzinę ‘Trylogii’, ale wówczas jej słownictwo było dla mnie za trudne, ciągle musiałam coś sprawdzać w słowniku, więc zaplanowałam sobie, że kiedyś ją przeczytam. Minęło około 20 lat i stało się!
Książki wysłuchałam w wykonaniu pana Henryka Machalicy, i jest to – jak mi się wydaje – jego najlepiej czytany audiobook – oddał całą jego emocjonalność i piękno języka.
Jest to historia rodzinna Wańkowicza, wpleciona w dzieje Polski. Od walki od niepodległość, tradycji legionowej i powstańczej wplecionej w historię rodziny jego i jego żony, Królika, aż po narodziny córek – Tili i Krysi już w wolnej Polsce. Zdawało się im, ze tak już będzie, że dzieci będą wychowywać bez emfazy, za to praktycznie i do budowania wolnego kraju, jako wolnych ludzi, światłych i ciekawych świata. Okazało się, że znów przyszło walczyć i znów ojczyzna zabrała ‘daninę śmierci’.
Opowieść jest jednak pełna piękna, wzruszeń i radości przeżywania życia i radości przeżywania w rodzinie. Słuchałam tej opowieści ze ściśniętym sercem i zaciśniętym żołądkiem, przecież pisał to ojciec, który stracił ukochaną córkę. Co można powiedzieć, gdy się straciło dziecko, połowę życia, nadzieje i złudzenia, domeczek, znajomych?!
Okazuje się, że pocieszeniem jest słowo. Uważam, że jest to książka o słowie jako akcie sprawczym. Nie wymyśliłam tego sama, ale słuchając tych niesamowitych tekstów, tej mowy dziecięcej, wileńskiej, warszawskiej przypomniałam sobie jakiś tekst jakiegoś literaturoznawcy o jakimś polskim poecie. Ale nie pamiętam o kim.
W każdym razie w ‘Zielu na kraterze’ Wańkowicz bawi się językiem, językami, alby w ten sposób zatrzymać pamięć o przeszłości. I mu się to udaje. Jest w tej opowieści epopeja narodowa, epopeja polskich losów. Zwróciłam uwagę na nawiązanie do ‘Pana Tadeusza’. Takich niuansów jest więcej.
Konstrukcja książki jest starannie przemyślana od początku aż do końca. Po zbudowaniu rodzinnych wspomnień, odtworzeniu świata, który przepadł, nadeszła wojna. Stopniowo ukazane jest jak wszystko się rozpada. Bardzo ważne momenty książki to opis niszczejącej Warszawy, umierających żołnierzy z Parasola, przyjaciół, znajomych i pokazanie losów tych 16 par z ostatnich imienin Krysi. Potem mamy przemarsz Królika do domeczku przez zniszczoną Warszawę, i zakończenie, niczym feniks z popiołów.
Książka rzeczywiście jest najlepszą książką Wańkowicza. Na trwałe zapisała się w naszej literaturze. I mam nadzieję, że nie sprawdzi się, że już nigdy więcej los pokolenia dzieci Wańkowiczów się nie powtórzy, że tym razem już nie powtórzy się los kraju ciągle ogarniętego zawieruchami.
To niesamowita książka o mocy języka i wspomnień i o rodzinie, która okazuje się wartością trwalszą niż przedmioty.