Niektórzy "Wróć przed zmrokiem" nazwą taką sobie opowieścią z pogranicza grozy i sensacji. Rzeczywiście opowieść Sagera jest historią podszytą grozą umiejętnie dozowaną i wypełniającą kondygnacje posiadłości Baneberry Hall. Magia takich miejsc przyciąga i tutaj stary dom ponownie zwabia Maggie, córkę ostatnich właścicieli. Wydarzenia jakie od początku towarzyszą posiadłości mają prawo ujrzeć światło dziennie wychodząc na pierwszy plan teraźniejszych zdarzeń.
I tak w klimacie owianym duchami dochodzi do odkrycia realnych wydarzeń sprzed lat. Atmosferę wyczekiwania i niepokoju dodatkowo podsyca sposób w jaki została zbudowana opowieść przeplatana wątkami sprzed dwudziestu pięciu lat i tego co ma miejsce dziś. Główna bohaterką obu planów jest dziewczyna, najpierw pięcio-, potem trzydziestoletnia Maggie Holt. Wszystko przemawia za tym, by nie wracała do posiadłości, jednak czy łatwo odciąć się od przeszłości, która tak mocno odcisnęła się na życiu bohaterki? Powrót, przywrócenie posiadłości do stanu bezpiecznego użytkowania i jej sprzedaż to jedno, a uporanie się z lękami i podejrzeniami to drugie, co chce osiągnąć podczas tej wizyty. Jako że panna Holt to pragmatyczne stworzenie trudno będzie jej uwierzyć w nadprzyrodzone siły dręczące stare domostwo. I tak jak nie wierzy w treść książki napisanej przez swego ojca o nawiedzeniu Baneberry Hall, tak nie chce się poddać sugestii dźwięków, trzasków i znikaniu przedmiotów jakie zaczynają mieć miejsce po jej przyjeździe.
Może i byłaby ta opowieść nudna, gdyby nie to jak ciekawie została zaaranżowana. Gdy zaczynamy się zastanawiać: czy aby na pewno? to akurat zostaje podrzucony jakiś trop. Jeśli nie dajemy wiary duchom mamy odkrytą sensacyjną zagadkę. A jeśli był trup musiał być i sprawca, a jeśli ten jest postacią realną, to zastanawiamy się kim był i czy aby na pewno jest to możliwe. A może jednak maczały w tym place duchy przebrzydłe. Drzwi szafy same się otwierały/zamykały czy istniał inny mechanizm? Czy Pan Cień to jedynie wyobrażenie pięcioletniego dziecka czy coś wiece? Rzeczy po prostu same znikają, zostają przeniesione przez jakąś siłę, a może dostał się do domu włamywacz? Niemalże każdą sytuację możemy rozpatrywać w kilku wariantach, potem eliminować niektóre i wybierać najbardziej prawdopodobne jako sceny budujące pełną oprawę zdarzeń.
Istnieją zalety, są tez wady. "Wróć przed zmrokiem" byłoby dużo lepsze gdyby nie przyspieszone tempo w końcowym etapie, które zwija się z szybkością zapalonego lontu. Niestety, wszystko układa się zbyt idealnie, w odpowiednim czasie następują po sobie zdarzenia jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. I to właśnie zakończenie jest najbardziej niewiarygodne w całej treści. Ujmuje lekkości prowadzonej historii, jak i wszelkiego napięcia, a nawet odbiera zaciekawienie.
Za mną multum książek o podobnej tematyce, wielu nie pamiętam ani tytułu, ani nie potrafiłabym już przypisać autora, ale spotkania z Sagerem w tym wydaniu nie uważam za czas stracony, choć bardzo żałuję tej nieznośnej kumulacji zdarzeń w fazie końcowej. W pewnych momentach było świetnie. Moja wyobraźnia wznosiła się pod wysoki sufit i bujała na wciąż oświetlonym żyrandolu, czasem jakiś nerw został szarpnięty jak dzwonek pociągany za stary sznurek przypisany do danego pokoju Baneberry Hall. Magia chwil została odnotowana. Jednak czy to co dobre jest w stanie przykryć dość oczywiste potknięcia Autora? Powinno się pamiętać, że w tak delikatnym temacie jak stare domu, duchy i nawiedzenia pewnych faktów nie powinno się podawać czytelnikowi na tacy, bo albo się przesyci albo zniesmaczy.
Ostatecznie nie było tak źle, żebym nie chciała sięgnąć po kolejną książkę Rileya Sagera.