HALT. ZAPISKI Z DOMU TRZEŹWIENIA
"HALT można czytać jak poradnik, jak wciągającą, dobrą literaturę, jak przewodnik po widmowym Krakowie i jak zbiorową autobiografię Pokolenia X. Bo wszyscy śnimy koszmarnie, wszyscy żyjemy w strachu i wszyscy jesteśmy w taki lub inny sposób uzależnieni" (fragment opisu z okłaki).
To bardzo osobista książka. Autor w niej obnażył się ze swoich rozterek, ze swojej walki, ze swoich słabych i mocnych stron. To była dla mnie bardzo trudna, ale budująca lektura. Autor przedstawił mi drogę, którą przebył, by stanąć na nogi; opowiedział o lęku, jaki towarzyszył i towarzyszy mu każdego dnia: "(...) lęk towarzyszący osobie uwikłanej w błędne koło choroby alkoholowej to lęk przed przyszłością i przekonanie o niemożliwości sprostania jej wymaganiom".
Czytając tę książkę miałem wrażenie jakbym czytał o sobie – o sobie w kontekście uzależnień w ogóle. Bo czyż nie jestem częścią społeczeństwa uzależnionego od ogromu rzeczy? Czyż nie ogarnia mnie szaleństwo posiadania już, teraz. Czyż nie tkwię w uzależnieniu związanym z pracą, codziennymi obowiązkami i ciągłym poczuciem odpowiedzialności za wszystko i wszystkich? Każdego dnia życie bombarduje mnie z każdej strony. Autor za pośrednictwem swojej opowieści pokazał mi, że warto walczyć o siebie i swoje życie; że prawdziwe piękno rodzi się w bólu.
"Alkoholik wstydzi się przyznać do swojej słabości. Ona sprawia, że czuje się gorszy od innych". Ale czy tylko alkoholik tak ma? Patrzę na siebie w lustrze i co widzę? Wczoraj, miesiąc, rok temu– patrzę i znajduję momenty, w których bałem się przyznać do swojej słabości... Więc brnąłem dalej, aż zaszedłem w ślepy zaułek. Aż stanąłem pod ścianą. I jest mi tu źle. Stoję. Płaczę...
"Nie możemy zmienić nawet jednego słowa, które wypowiedzieliśmy wczoraj. Wczorajszy dzień przeminął. (...) Pozostaje nam tylko jeden dzień – dzisiaj.(...) Dlatego więc żyjemy jednym dniem".
I z tym stwierdzeniem pozostaję po lekturze HALTU. Dziękuję Panie Jakubie za Pana odwagę, za dopuszczenie mnie do pańskich emocji, za pokazanie siły i drogi.
Dziękuję Monice moni_sad za możliwość przeczytania tej książki w ramach BT.
Przeczytałem książkę, choć miałem w sobie ogromny lęk czy to zrobić; ale wróciłem myślami do komentarza od malyksiaze11 , w którym napisała do mnie: "Oczywiście, że czytać. Spotkasz człowieka złamanego, ale zarazem silnego, bo w pełni świadomego swojego nałogu. A to spotkanie będzie również ucztą literacką, bo porównania i przenośnie J. są bardzo wymowne. Nie mogłam się im oprzeć". Moniko - dziękuję.
Totalną emocjonalną bombą był dla mnie fragment tekstu, który pojawia się już pod koniec książki – chyba mogę go nazwać listem (?) – listem do alkoholu, w którym czytałem m.i. : " (...) Ty zawsze występujesz w przebraniu. Byłeś luzackim dresem kolegów z drużyny piłkarskiej, ich śmiechem i akceptacją, byłeś w uśmiechach moich pierwszych koleżanek, sympatii i dziewczyn, towarzyszyłeś mi podczas intymnych rozmów z przyjacielem, bratem, siostrą, ojcem i narzeczoną. I już zawsze potem, nieświadomy krzywd które wyrządziłem Tobą sobie i innym, postanowiłem widywać Cię częściej, niepamiętny wstydliwych, pijackich powrotów do domu, zerwanych filmów, nabitych guzów, wyplutych wulgaryzmów, wyrwanych emocji i wylanych łez, wciąż wracałem do ciebie jak do leku na smutek, jak do eliksiru dającego nadludzką moc, jak do towarzyskiego lodołamacza, jak do zbawienia od niepewności, wiecznej tęsknoty za czymś, czego nigdy nie miałem, czego zawsze mi brakowało i czego nigdy nie otrzymałem. (...) Stworzyłem więc z Tobą i dla Ciebie swój najdłuższy, najprawdziwszy i najnieszczęśliwszy związek, umowę na śmierć i życie. (...) Zawsze będę pamiętał, co mi zrobiłeś. Ja, widzisz, nie potrafię się zrewanżować. J."