Pierwszy tom cyklu o Anicie Blake, zabójcy wampirów.
Niedaleka przyszłość. W Stanach Zjednoczonych zalegalizowano wampiryzm. Tak więc żeby zabić wampira nie wystarcza już posiadanie młotka i osinowego kołka, należy posiadać także prawomocny wyrok sądowy i być legalnym egzekutorem. Prawo zezwala także na ożywianie zmarłych. Jednak nie każdy to potrafi, do tego celu potrzebne są specjalne zdolności. Ludzie nimi obdarzeni to animatorzy, jest ich naprawdę niewielu. Anita Blake jest jedną z najlepszych animatorek w St. Louis, a także egzekutorką. Poza tym współpracuje z Policją w sprawach zabójstw dokonywanych przez wampiry. Pewnego dnia zostaje poproszona o przeprowadzenie śledztwa w sprawie brutalnych zabójstw wampirów. Gdy odmawia, zostaje do tego zmuszona. Tym samym zostaje wplątana w walkę między miejscową mistrzynią, a właścicielem jedynego lokalu dla wampirów o władzę nad wampirami w St. Louis.
Niemal każdy miłośnik horroru znajdzie w tej książce coś dla siebie: mamy tu wampiry, wilkołaki, szczurołaki, zombie, ghule, wartką akcję i całkiem sporo trupów. Bohaterka, w przeciwieństwie do większości książkowych czy filmowych pogromców wampirów nie przypomina nieustraszonego cyborga, jest istotą z krwi i kości, ma swoje lepsze i gorsze dni, swoje lęki i słabostki, swoje niezłomne zasady i swoiste poczucie humoru. Interesujący jest pomysł zalegalizowania wampiryzmu wraz z jego prawnymi konsekwencjami oraz możliwości ożywiania trupów w celach dowodowych (np. żeby ustalić ostatnią wolę zmarłego który nie pozostawił testamentu, czy dowiedzieć się bezpośrednio od ofiary przez kogo została zamordowana). Niestety, wątek ten potraktowany został marginalnie, stanowiąc jedynie tło dla zasadniczej akcji. To tyle o zaletach książki.
Czego brakuje? Przede wszystkim klimatu. Wartka akcja nie sprzyja budowaniu nastroju, więc mimo wszystkich istot nadprzyrodzonych mamy raczej do czynienia z powieścią sensacyjną niż typowym horrorem. Mylący jest także tytuł książki - ktokolwiek sięgnie po nią w oczekiwaniu ostrych scen erotycznych może się rozczarować. Rozczarować się w zasadzie może każdy, kto sięgnie po Grzeszne Rozkosze oczekując jakichkolwiek scen erotycznych - tytuł pochodzi od nazwy klubu należącego do wampirów.
Generalnie Grzeszne Rozkosze można zaliczyć do książek lekkich, łatwych i przyjemnych, idealnych na długą podróż pociągiem, jako relaks po sesji egzaminacyjnej, czy jako lektura wakacyjna.