"(...) zamarł, gdy tylko ich spojrzenia się spotkały.
Jakby jej wzrok był środkiem uspokajającym.
Dzięki niemu zrelaksował ramiona. I twarz"
Alfie Harding ma napisać autobiografię, a Mabel Willicker zostaje jego ghostwriterką. Do tego jeszcze pewien układ...
Jak uda im się współpraca? Czy wyjdzie coś z tego?
Alfie to piłkarz, a raczej były piłkarz. Ponury, niechętny do dzielenia się swoim życiem prywatnym, więc nic dziwnego, że jest mało entuzjastycznie nastawiony do wydania swojej autobiografii. Jednak zostaje do tego namówiony. Problem? Sam nie jest w stanie jej napisać, więc potrzebuje do tego pomocy. Tylko jak pomóc, jeśli nikt mu nie pasuje? Okazuje się, że do czasu.
Mabel to radosna i pełna ciepła dziewczyna, która podejmuje się napisania autobiografii piłkarza. Mężczyzna ją zaakceptował, choć ich pierwsze spotkanie nie należało to dobrze się zapowiadających. Później również nie, jeśli dodać do tego, że uznała go za napastnika i potraktowała gazem pieprzowym, co swoją drogą było dosyć dla mnie nie zrozumiałe. Po pierwsze, po co on w ogóle za nią chodził i jakie miał w tym cel? A po drugie, dlaczego zareagowała na to w taki a nie inny sposób? Tym bardziej, że go znała, widziała kto to jest?
Mimo średnio zachęcającego początku rozpoczynają współpracę. Zdecydowanie nie jest ona łatwa, bo mężczyzna nie ma zamiaru dzielić się wszystkim informacjami na swój temat, co powoduje, że praca Mabel jest dosyć utrudniona. Do tego, z czasem pojawiają się pewne komplikacje. Zaczynają pojawiać się plotki, że są parą, a bohaterzy zamiast zaprzeczyć decydują się inaczej rozwiązać problem. Układ. Udawany związek. Udawana relacja na czas pracy. Tylko czy zda egzamin? A może pojawią się uczucia?
"- Udawanie pary nie może być takie trudne.
"I w tej chwili, kiedy Alfie patrzył na nią z zadowoleniem wypisanym na twarzy, naprawdę uwierzyła, że tak będzie"
Początek książki był naprawdę mało zachęcający i obawiałam się, że będę miała ciężko z lekturą. Na szczęście nie było tak cały czas, ale daleko tutaj do zachwytów. Bohaterzy są dosyć specyficzni. Ona to sympatyczna i radosna dziewczyna, ale na początku jej zachowanie bardzo mnie irytowało. Mam wrażenie, że za wszelką cenę chciała być zabawna, a naprawdę jej to w ogóle nie wychodziło. Przynajmniej mnie to nie śmieszyło, bo okazuje się, że bohater był zachwycony. Do tego te jej przemyślenia i wewnętrzne dialogi, które były tak dziwne, że nie wiem co o nich myśleć. A on? Ponury i nie wiem dlaczego, ale za każdym razem miałam wrażenie, że to takie małe dziecko w ciele dorosłego, bo jego zachowanie tak ciężko mi dopasować do mężczyzny, który jest po trzydziestce. Do tego jest tak totalnie nieobyty we współczesnym świecie, oczywiście nie ma w tym nic złego, i popełnia takie wpadki czy zachowuje się w taki sposób, który często wzbudza zażenowanie. Choć były i śmieszne momenty.
Im historia się coraz bardziej rozwija tym więcej dowiadujemy się o bohaterach, a przede wszystkim o Alfie. To kim jest i jakie ma marzenia. Okazuje się dosyć zaskakującą postacią, a bohaterów wydaje się łączyć kilka rzeczy.
Mabel i Alfie zaczynają się coraz bardziej do siebie zbliżać i wydaje się, że mimo układu zaczyna ich łączyć uczucie. Cóż, mam problem z ich relacją. W ogóle jej nie czułam. Chemia? Dla mnie jej po prostu nie było. Tak samo jak w przypadku zbliżeń. Zdecydowanie na plus, że to ich relacja nie zdominowała całej historii, bo, można powiedzieć, że zaczęła się ona stosunkowo późno. A faktycznie główny wątek to jest praca i poznawanie sekretów byłego piłkarza. Ale te ich dialogi? Dla mnie były naprawdę często niezrozumiałe. Tak jakby komunikowali się na jakiejś płaszczyźnie, której totalnie nie rozumiałam.
"Nie mogłabyś wydawać się głupiutka tylko dlatego, że się roześmiałaś, Mabel. Chcę, żebyś się śmiała. Chcę, żebyś była radosna. Albo przynajmniej na tyle radosna, na ile możesz, przy takim naburmuszonym typie jak ja"
Zakończenie? No cóż można z niego wyciągnąć jeden konkretny wniosek. Wystarczy czasami po prostu porozmawiać, szczerze a tego wszystkiego by nie było. Zdaję sobie że pełno jest takich książek, w przypadku których można byłoby tak powiedzieć, ale tutaj wręcz się o to prosiło, tym bardziej że zakończenie nie do końca mnie przekonało.
"Grumpy & Sunshine" to książka, co do której mam dosyć mieszane uczucia. Nie było bardzo źle, ale i nie było dobrze. Mogę określić ją jako specyficzną i dziwną ze względu na bohaterów. Motyw tytułowy został bardzo dobrze tu przedstawiony, bo każdy z bohaterów odpowiednio się w to wpasuje i to mi się bardzo podobało. Z kolei age gap? Ciężko mi stwierdzić, żeby różnicę 5 lat można byłoby uznać za dużą różnicę wieku. Przynajmniej dla mnie nie jest to duża różnica wieku.
Miała to być książka, która także gwarantuje wiele śmiesznych momentów i w moim przypadku tak nie do końca było. Wprawdzie pojawiały się sytuacje, które rozśmieszały, ale naprawdę było tego bardzo mało. No cóż, z pewnością nie była to dla mnie zachwycająca lektura. Jednak radzę się samemu przekonać, może Was akurat zachwyci. Miłego!