On: Fabien Laurent, lat 21. Badboy z rodzaju „Oto boski ja, klękajcie narody”
Ona: Letty Davies, lat 24. Ucieka przed przeszłością udzielając się społecznie.
Laurent ma intencję atrakcyjną panienkę wykukać bez zobowiązań.
Lalka popełnia wobec Laurenta esprit tyleż zjadliwy, co niegodziwy, za co zagniewany adonis obiecuje jej okrutny odwet. A że Letty jest siostrą jego osobistego wroga…
Teraz nie wiem, co powiedzieć.
Od strony merytorycznej czy wrażeń artystycznych, „Driver” w niczym nie odbiega od sobie podobnych. Nie grzeszy ani pisarskim polotem, ani świeżością spojrzenia. Jest wtórnie, zgrzebnie, ogólnikowo. Dialogi zwyczajowo toporne, bohaterowie - emocjonalnie niedojrzali.
Kolejna pozycja dla nagrzanych dziewczątek, trących kolankami na samą myśl, że będzie „cipka”, „penis”, „klata” i deskrypcja sprzężenia płciowego.
Enty też raz powraca pytanie o redakcję i korektę, bo od kfiatków - gdy się trafią - musk zalicza skon.*
Formalnie, nie ma więc co się czepiać, bo z założenia nie o wyżyny słowa w prozie seksowno-łóżkowej chodzi.
Dla jasności: Fabien jest kierowcą bolidu F1, Letty przeszła załamanie nerwowe po osobistej tragedii.
Na logikę, siłą doświadczeń to osoby racjonalne/rozważne. Tymczasem, obojgu zachowaniem bliżej do nastoletnich podrostków niż ludzi życiowo doświadczonych.
Co deklasuje „Drivera” całkowicie i skreśla zupełnie, czyniąc z niego epicką karykaturę - to sprzeczne z logiką rojenia pisaczki Jaczewskiej w punktach dla fabuły najbardziej kluczowych.
Z tego samego względu, dla samej Jaczewskiej coś takiego jak research, czy bodaj podstawowe przygotowanie do tematu nie istnieje.
I to jest sprawa na kolejny rozdział.
Zdaję sobie sprawę, że literatura erotyczna w pewnym sensie to dział fantastyki. Nie oddaje prawdziwości realiów, lecz opiera się o nie w granicach umowności. Mam tego pełną świadomość.
Ale jeśli zakotwicza się okoliczności w konkretnej podstawie - muszą mieć one żelazne podparcie w rzeczywistości. Wielokrotnie, gdy stawałam przed ścianą z przekonaniem, że nie można bardziej - rodzime literatki od prozy z nazwy erotycznej przebijają się do nowych pokładów bredni, czerpiąc pełnymi garściami z nieprzebranych pokładów absurdu. Jednakowoż, teksty takie jak „Niepokorny Driver” przepalają styki, zrywają papę z dachu i dodatkowo prostują eternit u sąsiada.
Są też analogiem lobotomii: Siedemdziesiąt stron „Drivera” okazało się dla mnie źródłem bólu głowy, skłonności zwrotnych i czegoś na kształt depresji.
Ponoć praca się zwraca, ale obstawiam, że nie ten efekt autorka miała na myśli.
Porzuciłam czytanie, na rzecz kartkowania, lecz złe już się stało.
Dla jednostki jako-tako czytającej ze zrozumieniem „Niepokorny Driver” to Zuo. A Zuo trza tępić.
W imię dobra, w imię reputacji, w imię zasad.
Po bliskim spotkaniu z prozą Jaczewskiej (w różnych stadiach upojenia, przyznaję, bo na trzeźwo „Drivera” czytać się nie da) uznaję, że ilość nagromadzonych bzdurności mnie przerasta.
Zaczynając od nazwania bolidu F1 „hałaśliwym małym autkiem” (gdy jest to kawał grzmota długości 5,5m, o wadze min. 730kg bez paliwa).
Następnie: Badboy, kawaler, lat 21, dziwkarz i awanturnik, zatrudniony w warunkach wysokiego ryzyka, wnosi o adopcję wycofanego, straumatyzowanego dziecka, którym - jako samotny rodzic, jeżdżąc z zawodów na zawody po całym globie - ma zamiar opiekować się… Jak?
Oczywiście urząd do prośby badboya się przychyla.
Oraz crème de la crème: Tenże badboy po pięciu miesiącach w śpiączce, któregoś dnia budzi się świeży jak szczypiorek w deszcz, samodzielnie udaje się do łazienki pod prysznic, po czym z marszu, aby w samym ręczniku, przechodzi do ostrego bunga-bunga z panią, którą gnębił ale kocha nad życie.
Jest jeszcze to:
„…dostałem to od mojego sponsora. W pokoju mam takich kilka, [smartfonów] nie wydałem na niego ani złotówki”.
Przypominam: Letty jest Angielką, Laurent - jakąkolwiek ma narodowość - nie jest Polakiem, rzecz dzieje się w Monako, gdzie jednostką monetarną jest euro a wcześniej - frank francuski.
Skąd tu złotówki? Czy tylko mnie się wydaje, że coś tu jest nie halo?
A może przez to arcydzieuo lyteratury ustępowo-łazienkowej dostałam zwarcia na synapsach?
Podsumowując: „Niepokorny driver” to jeszcze jeden masakrujący rozum pisarski frankenstein.
Twór, który sam nie uniósł ciężaru własnego bezsensu i w finale popełnił honorowe samobójstwo.
Spoczywaj w spokoju. I kółko ci na drogę.
Moja ocena 0/10
*) pisownia zamierzona