American Greed. Co widziały oczy szofera limuzyn w USA? recenzja

Gorzkie żale rasistowskiego kierowcy UBERa

Autor: @atypowy ·10 minut
2022-01-22
3 komentarze
10 Polubień
Po przeczytaniu tej książki w mojej głowie kołatało się kilka pytań: Jak można było tak spektakularnie „położyć” tak dobrą koncepcję? Jak można żyć z taką ilością żalu do wszystkiego i wszystkich? Jakim cudem ktoś z wydawnictwa przeoczył taki ładunek chamstwa, antysemityzmu i rasizmu – reklamując tę pozycję jako „napisane z humorem, pełne ironii i frapujące wspomnienia polskiego szofera nowojorskich limuzyn”? Czy ktoś czytał tę książkę? Na szczęście jest niedługa i można to zrobić w jeden dzień, choć trzeba zastanowić się czy warto.

MOGŁO BYĆ ARCYCIEKAWIE, A WYSZŁO FATALNIE

Zachęcony informacjami, które wydawnictwo zamieściło w opisie książki, chętnie zabrałem się za lekturę. Skoro „wspomnienia stanowią także przewodnik po największej aglomeracji miejskiej w Stanach Zjednoczonych”, postanowiłem dowiedzieć się czegoś nowego o Nowym Jorku. Miałem okazję spędzić tam kilka ładnych dni, spacerując po Manhattanie wzdłuż i wszerz. Pięć rozdziałów w pierwszej części książki poświęconych jest opisowi poszczególnych dzielnic. Rzecz w tym, że niewiele one wnoszą. Spodziewałem się garści ciekawostek, których nie znajdę w przewodniku. Wieści z pierwszej ręki od człowieka, który przez trzy dekady jeździł po mieście, obserwując jego przemiany i widzącego z perspektywy kierownicy to, co umyka oku kamer. Liczyłem na wiele i zdecydowanie się przeliczyłem. Peter Luk (bo tak podpisał się autor, o którym nie sposób dowiedzieć się cokolwiek, poza tym co sam o sobie stwierdza w książce) niestety nie należy do tych, których prosilibyśmy o kolejną i kolejną opowieść. Przypomina raczej tego „wujka”, który podczas rodzinnego obiadu stale chce zabierać głos i narzekać na dzisiejsze czasy, ignorując przy tym zupełnie wywracanie oczu wszystkich wokoło.



Już na pierwszych stronach zaskoczyło mnie, że autor wspomina jakieś drobne wydarzenie sprzed 30 lat pisząc o nim: „Właśnie wtedy podczas niewielkiej kolizji, nie z mojej winy, udało mi się wykryć przypadkowo niedbalstwo i chamstwo właściciela firmy”. Z każdą stroną kolejne „gorzkie żale” już przestawały zaskakiwać. Po pewnym czasie przerażały, następnie nieco bawiły, aż pod koniec książki zacząłem się zastanawiać czy całość tych wspomnień nie jest po prostu żartem wysłanym do wydawnictwa, który przez nieuwagę ktoś wydał. Zresztą oceńcie to sami:

„Jeżeli chodzi o higienę większości podróżnych, z przykrością trzeba stwierdzić, że jest żenująca. Próbują w różny sposób zakamuflować swój brud i smród, korzystając ze wspaniałej technologii, dzięki której mogli pochwalić się dezynfektorem, zapachem przypominającym proszek do prania TIDE. Początkowo myślałem, że się nim posypują. Prym wiedli oczywiście nasi przyjaciele z Afryki. Parę miesięcy później zaskoczyli mnie nowym zapachem i to dość ładnym, mianowicie CINNAMON. Niestety, ich smród był silniejszy, przebijał każdy nowo wyprodukowany odświeżacz. Woziłem ze sobą uwieszoną na szyi maskę higieniczną i zakładałem ją w razie potrzeby, tłumacząc się alergią. (…) Muszę się pochwalić silnym układem odpornościowym, bo nie chorowałem za często. Po zakończonej robocie wszystkie ciuchy obowiązkowo lądowały w pralce”.


CZY JEST NA SALI REDAKTOR?

Książka zdecydowanie potrzebuje pracy redaktora. Już zostawmy w spokoju pojawiające się literówki. Większym problemem jest to, że nikt nie zadbał o przełożenie wspomnień Petera Luka na język polski. Co mam na myśli? Przecież to polski szofer, więc pisał po polsku. Pamiętajmy jednak, że to człowiek, który mieszka w USA już blisko pół wieku. W książce widać, że często myśli i formułuje zdania po angielsku. Tu powinien wkroczyć redaktor, aby uniknąć niepotrzebnych nieporozumień.

Tymczasem już sięgając po książkę jesteśmy wprowadzeni w błąd. Patrząc na zdjęcie zdobiące okładkę i czytając podtytuł: „Co widziały oczy szofera limuzyn w USA?” wyobrażamy sobie elegancko ubranego w garnitur mężczyznę, który prowadzi jeden z tych długich pojazdów, jakie w Polsce możemy zobaczyć w Warszawie, gdy nasz kraj odwiedzają ważni dyplomaci (względnie odbywa się Studniówka w liceum Batorego). Nie mogę wyzbyć się przykrego wrażenia, że wydawnictwo chciało nas utwierdzić w tym przekonaniu, ponieważ limuzyna kojarzy nam się z czymś wyjątkowo ekskluzywnym i niedostępnym dla większości śmiertelników. Tymczasem Peter Luk wcale nie był kierowcą takiego przedłużonego samochodu, którego zdjęcie znajdziemy na okładce książki. „Limuzyna” to po prostu określenie klasy pojazdu. Autor przez lata jeździł swoimi autami, które co jakiś czas zmieniał (Lincoln Town, Chrysler 300). Nigdy nie był szoferem limuzyny w powszechnym w naszym kraju rozumieniu tego słowa. Jeśli rozumować tak jak wydawnictwo, to również ja byłem szoferem limuzyny, ponieważ przez kilka lat jeździłem Mercedesem 190, który w dowodzie rejestracyjnym posiadał zapis, że należy do kategorii limuzyn. Może kiedyś opublikuję swoje wspomnienia (?).



Dość irytująca jest niekonsekwencja w używaniu do wyrażania odległości raz mil, a innym razem kilometrów. Uważam, że wydając książkę dla polskiego czytelnika, należałoby przyjąć po prostu system metryczny. Podobnie ma się sprawa z pieniędzmi, o których Peter Luk lubi pisać. W jego wspomnieniach są jedynie milionerzy i bilionerzy, brakuje zaś zupełnie miliarderów. Zasadne jest zatem pytanie czy podaje liczebniki w skali długiej (obowiązującej w Polsce) czy też krótkiej (której używają amerykanie). Może nie jest to najistotniejsze, ale redakcja powinna zająć się takimi kwestiami przed oddaniem książki do druku.

Rozbawił mnie też początek „części przewodnikowej” po pięciu dzielnicach Nowego Jorku:

„Najczęściej jeździliśmy na Manhattanie, to nie znaczy, że nie podejmowaliśmy klientów z pozostałych czterech dzielnic Nowego Jorku. (…) Omijałem jak najdalej niektóre dzielnice Brooklynu czy Bronxu, po prostu ze względu na bezpieczeństwo. Wiadomo nam było, że z tych dzielnic nikt nigdzie daleko nie pojedzie, a poza tym nic dobrego się tam nie może przydarzyć. Robię tak do dzisiaj, starając się omijać te dzielnice. Bronx to właściwie znam tylko z mapy. Queens – następna dzielnica Nowego Jorku – również ma swoje piękne dzielnice i takie, w których jest nieciekawie.”

Ile w końcu jest tych dzielnic? Nie wiem czy Peter Luk jest zresztą osobą, którą wybralibyśmy na przewodnika. Siłą rzeczy najwięcej ma do powiedzenia na temat braku miejsc parkingowych, mandatów, dróg wyjazdowych z miasta oraz mostów, które są coraz droższe. Znajdziemy też ciekawostki tego typu:

„Niewiele jest tu szpitali, chociaż jeden zasługuje na uwagę, a mianowicie Jamaica Hospital, w którym urodził się dzisiejszy, wspaniały prezydent – Donald Trump.”

O innych wspaniałościach raczej nie przeczytamy zbyt wiele. We wspomnieniach Petera Luka USA jawi się jako kraj na krawędzi całkowitego upadku. W każdej dziedzinie jest tylko gorzej!

„Z przykrością trzeba stwierdzić, że kebaby są coraz mniejsze i droższe, jak zresztą wszystko. Poza tym Grecy powoli oddają biznesy swoich przodków w ręce Arabów.”



IMIGRANT, KTÓRY MA DOŚĆ ŻYDÓW, CZARNYCH, CHIŃCZYKÓW I WSZYSTKICH INNYCH

To wręcz zabawne, że autor, który sam w celach zarobkowych wyemigrował swego czasu do USA, przez większą część książki daje upust swoim, przesiąkniętym niechęcią do wszystkich i wszystkiego, poglądom. Jakże smutne musi być życie tego człowieka, skoro nosi w sobie tyle żalu i urazy do całego otaczającego go świata. Jestem świeżo po lekturze „Bezpiecznej kryjówki” – historii pewnej holenderki, która ze względu na ratowanie Żydów w czasie II Wojny Światowej sama trafiła do obozu zagłady. Bardzo poruszyły mnie jej wspomnienia oraz przykład bezwarunkowego wybaczenia i miłości nawet do oprawców (uważam, że każdy powinien przeczytać jej książkę). Sięgając to „American Greed” znalazłem się na zupełnie przeciwległym biegunie ludzkich postaw. Oto nieźle zarabiający imigrant wygłasza obrzydliwe sądy na temat innych ras (tak, używa takiego określenia!) oraz zdarza mu się sugerować, że w niektórych przypadkach dobrze byłoby wymierzać sprawiedliwość na własną rękę. Droga redakcjo – to nie są „frapujące wspomnienia, napisane z humorem i pełne ironii”! To mógłby być materiał dowodowy „w sprawie” przeciwko rasizmowi, antysemityzmowi i podżegania do morderstw, gdyby autor publikował wspomnienia pod swoim imieniem i nazwiskiem, a nie pseudonimem. Fragmentów mógłbym (niestety) przytoczyć wiele, ale niech wystarczy tych kilka. Oddajmy głos autorowi – niech sam się pogrąża:

„Nasi przyjaciele z Afryki zapuszczają korzenie na długie lata i jeden ściąga drugiego tylko sobie wiadomym sposobem. Często zastanawiałem się, jak oni to robią. Przejmują większość stanowisk na lotniskach, a ich specjalnością są bagaże przylatujących pasażerów. Dbają o nie tak bardzo, że ma ginęła i lądowała w ich domach. (…) Ich koledzy kierujący ruchem na lotnisku, mimo słabego języka angielskiego nie pozwalają zatrzymać się minutki dłużej, dopóki nie dostaną czegoś w „łapę”. Opanowali to do perfekcji. (…)
Najlepiej, co im wychodzi w dzisiejszych czasach, to posądzanie wszystkich o rasizm. Wynoszą to z domu od najmłodszych lat i dosyć często się im to udaje. Moim zdaniem za często. Kręcąc się od lat po Nowym Jorku, nie miałem okazji usłyszeć ani zobaczyć afroamerykańskiej rodziny adoptującej białe dzieci. Są wśród nich milionerzy i bilionerzy, a jest ich sporo, i wydają ogromne sumy wyłącznie w swoim gronie. Dotacje, budowa nowych szkół dla swoich. Nie ma dotacji dla białych i innych ras. Odwrotną sytuację można zauważyć jeżeli chodzi o naszą rasę. Dużo białych celebrytów, aktorów, milionerów i zwykłych rodzin adoptuje ich dzieci i są wspaniałymi zastępczymi rodzicami. Jaka nasuwa się myśl?”

„Większość stacji telewizyjnych kontrolowanych jest przez Żydów oni decydują, co świat ma usłyszeć, a czego nie. Zresztą, każde media są parszywe i zakłamane.”

„Mieszkał daleko od lotniska w małej, pięknej miejscowości w południowym New Jersey, gdzie ceny posiadłości wynosiły od 4 milionów dolarów wzwyż. Odbierałem go również w innych stanach w godzinach późnowieczornych, które były dla mnie dosyć uciążliwe. (…) Z przykrością muszę stwierdzić, że nigdy nie dostałem „prezentu”, co było zwyczajem wśród klientów, szczególnie stałych. Okazywali się hojni, wynagradzając kierowcę podczas zbliżających się świąt. Ale nie on. Siedem lat byłem na jego zawołanie, wykazywał zadowolenie, ale nie zdobył się wynagrodzić tego ani na Gwiazdkę, ani na żadne żydowskie święta – był Żydem.”

„Na miejscu tych już nieistniejących lokali pojawiły się tzw. Food Cart – wózki na kółkach z gorącymi potrawami przygotowywane przez brudnych arabskich fachowców, od których strach jest cokolwiek kupić. Jest ich jednak coraz więcej. Pracują 24 godziny na dobę – co oczywiście jest nielegalne – i zawsze zadaję sobie pytanie: Gdzie chodzą do toalety, kiedy i gdzie śpią?”

„Każdy sklep ma podziemny bunkier, gdzie tylko wtajemniczeni mogą się dostać. Wszystko oczywiście znajduje się w rękach Żydów, poczynając od ortodoksyjnych i chazarskich, a kończąc nawet na czarnych. Tony złota, diamentów i innych wartościowych kamieni.”

„Z wieloletniej obserwacji, nie tylko w samochodzie podczas pracy, ale i na ulicy, i z codziennych wiadomości dowiadujemy się, że oni właśnie są najbardziej poszkodowani, wszystko im wolno i wszystko się im należy. Jest ich tylko 19%, a wydaje się, że są wszędzie. Są to wyniki poprzednich rządów, które, obawiam się, że zakorzeniły się jeśli nie na stałe, to na pewno na bardzo długi czas. Palącym problemem jest karanie białych „złapanych: przypadkowo na jakimś słowie lub czynie uznanym za rasistowski. (…)
Życie białego obywatela staje się nieciekawe, coraz to cięższe i niebezpieczniejsze. Jedni posądzają ich o antysemityzm, a drudzy o rasizm.”

„Kierowcy traktowani są troszkę inaczej. Lądują w więzieniach, a w niektórych krajach azjatyckich odbywają się samosądy, czego jestem osobiście zwolennikiem.”

„Niestety, znaleźli się tacy, którzy skusili się na tę ofertę. W krótkim czasie potracili rodziny i domy, a znaleźli się również tacy, którzy targnęli się na życie – szkoda, że na własne.”



SŁUCHANIE NARZEKANIA USZKADZA MÓZG

Natrafiłem niedawno na artykuł, który ostrzegał, że słuchanie narzekania niszczy mózg. Jest to rzekomo potwierdzone naukowo. „Gdy mózg odbiera sygnały o naszym złym położeniu, a my dalej siedzimy i słuchamy opowieści o czyimś niezadowoleniu, jesteśmy w fatalnej sytuacji. Nasze neurony obumierają, co niesie za sobą szereg bolesnych konsekwencji.”

Choćby z tego powodu przestrzegam Was przed wspomnieniami szofera limuzyn, który de facto okazuje się być od lat kierowcą UBERa. Pełen niezadowolenia i żółci twierdzi co prawda, że wśród pracowników tej firmy nie brakuje „łobuzów, zboczeńców i chorych psychicznie”, jednak wciąż sam, od ponad 30 lat, nie zmienił branży.

Smutna i zła to książka. Najbardziej podobały mi się w niej zdjęcia zamieszczone na jej końcu oraz fakt, że mogłem sobie przypomnieć długie spacery po Manhattanie.



Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

Moja ocena:

Data przeczytania: 2022-01-20
× 10 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
American Greed. Co widziały oczy szofera limuzyn w USA?
American Greed. Co widziały oczy szofera limuzyn w USA?
Peter Luk
4.7/10

Limuzyną przez Nowy Jork. Mimo że time is money, w Nowym Jorku przejazd z punktu A do punktu B może zajmować nawet kilkadziesiąt minut. Nie inaczej było w latach 80. i 90., dlatego nie dziwi fakt, ż...

Komentarze
@OutLet
@OutLet · prawie 3 lata temu
A pamiętasz może, co to był za artykuł, ten o wpływie słuchania narzekania na mózg? Chętnie bym przeczytała cały.
× 2
@OutLet
@OutLet · prawie 3 lata temu
O, dzięki wielkie! :)
@jagodabuch
@jagodabuch · prawie 3 lata temu
Ciekawe spostrzeżenia i ciekawa recenzja
× 1
@atypowy
@atypowy · prawie 3 lata temu
dziękuję :) Nie mam ostatnio szczęścia do książek z Novae Res
@jagodabuch
@jagodabuch · prawie 3 lata temu
Nie zrażaj się w końcu trafisz 🤗
× 1
@Antytoksyna
@Antytoksyna · prawie 3 lata temu
Widać są to zwierzenia starego polskiego zrzędy. Niezbyt bystrego, niezbyt delikatnego, niewątpliwie zgorzkniałego. I choć styl i język do wyrafinowanych nie należą, to jednak oddają, oczywiście mocno subiektywnie, realia nowojorskiej społeczności. Bo jeśli wozi on regularnie faceta, liczy po cichu na premię i jej nie dostaje, to jakie to ma właściwie znaczenie, że chodzi o Żyda? Jeśli woziłby Chińczyka i napisał Chińczyk, albo Szkota i napisał Szkot, to też byłoby nie na miejscu? To, że handel kamieniami i złotem jest w ich rękach, to też fakt, tak samo jest w Antwerpii i w innych miastach - mają swego rodzaju monopol.
Nie znam statystyk, ale obawiam się, że polski szofer może mieć rację i w kwestii adopcji. Nie żeby to miało dla mnie jakieś znaczenie, ale może faktycznie w afroamerykańskich rodzinach adoptuje się raczej afroamerykańskie dzieci? Oczywiście można się zastanawiać dlaczego porusza te "drażliwe" tematy? A dlaczego nie?

Lata temu spędzałam wakacje nad M. Północnym w Danii. Wynajmowaliśmy dom wakacyjny w typowo wakacyjnej miejscowości. Wyprowadzając psa rasy rzadkiej, ale dość cenionej w Skandynawii, zwróciliśmy na siebie uwagę miłego nauczyciela historii. Kiedy usłyszał, że jesteśmy z Polski, zdziwił się, że przyjechaliśmy do pracy z psem. My na to, że już od kilku lat spędzamy wakacje w Danii i bardzo nam się tutaj podoba. A on (robiąc wielkie oczy) na to, że jedyni Polacy jakich widział, to byli ci, którzy zbudowali większość domów w tej miejscowości. No i co? Jak to, Polak na wakacjach w Danii ??? (daleko od Legolandu) Spacerowaliśmy dalej i rozmawialiśmy o historii. Stereotypy mają swoje uzasadnienie:)
@atypowy
@atypowy · prawie 3 lata temu
Mocno subiektywnie. Nie uważam, że nazwanie Żyda Żydem jest przejawem antysemityzmu. Ale cały wydźwięk książki już taki jest. Przykro się czyta o tym, że wszyscy są chamami, prostakami, brudasami i tak dalej... Przytoczyłem tylko część fragmentów. Pominąłem zupełnie wątek służb miejskich, które w oczach autora są jedynie złodziejami, itp. :)

Oczywiście stereotypy mogą być krzywdzące. Pamiętam gdy pracowałem przez wakacje w Niemczech, starałem się nie mówić z przyjacielem po polsku w sklepie, bo traktowano nas z góry jak złodziei :)

Pomijając niskich lotów wypowiedzi - po książce spodziewałem się duuuużo więcej :)
× 1
@Antytoksyna
@Antytoksyna · prawie 3 lata temu
Rozumiem, w końcu przeczytałeś całość, a ja tylko Twoją recenzję. Może autor nasłuchał się o Polakach i znalazł swój sposób na podbudowanie własnego ego? Szkoda, że taki mierny.
× 1
@atypowy
@atypowy · prawie 3 lata temu
Naprawdę mógłbym więcej napisać odnośnie autora, ale ugryzłem się w język :) Jest fragment gdzie narzeka na klientów, że trzeba ich uczyć kultury i mówienia dzień dobry gdy wsiadają do jego samochodu. Wpatruje się w nich, aż się przywitają. Czasem widząc niektórych, po prostu przejeżdża obok i ich zostawia. :)
× 1
American Greed. Co widziały oczy szofera limuzyn w USA?
American Greed. Co widziały oczy szofera limuzyn w USA?
Peter Luk
4.7/10
Limuzyną przez Nowy Jork. Mimo że time is money, w Nowym Jorku przejazd z punktu A do punktu B może zajmować nawet kilkadziesiąt minut. Nie inaczej było w latach 80. i 90., dlatego nie dziwi fakt, ż...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

„American Greed. Co widziały oczy szofera limuzyn w USA?” to dosyć interesująca książka. Czyta się ją szybko, momentami za szybko. Jest napisana lekkim piórem, przystępna, ironiczna, po spartańsku pr...

@melkart002 @melkart002

Kiedy sięgam po tego typu książkę robię to z zainteresowania, licząc na odsłonę czy to kraju, czy miasta a najbardziej ludzi, którzy tę obcą społeczność tworzą. W Americam Greed , który ma podtytuł C...

@Strusiowata @Strusiowata

Pozostałe recenzje @atypowy

Niewidzialni mordercy
Nie ma niczego nowego pod słońcem…

"Niewidzialni mordercy" autorstwa Anny Trojanowskiej to zgrabnie napisana podróż przez różne okresy i rodzaje epidemii, które ukształtowały historię ludzkości. Autorka p...

Recenzja książki Niewidzialni mordercy
Sztuka dobrego mówienia bez bełkotania i przynudzania
Jak syberyjskie striptizerki mogą pomóc nam w przemawianiu?

Bardzo zależało mi na tej książce, ponieważ zdarza mi się przemawiać publicznie. Spędziłem z nią sporo czasu i wiem, że poświęcę jej jeszcze wiele godzin w przyszłości. ...

Recenzja książki Sztuka dobrego mówienia bez bełkotania i przynudzania

Nowe recenzje

Wszyscy jesteśmy martwi.
Wszyscy jesteśmy martwi - finał
@Malwi:

„Wszyscy jesteśmy martwi” to ostatnia, czwarta część serii „Krwawe Święta” autorstwa Sary Önnebo. Akcja nabiera tempa, ...

Recenzja książki Wszyscy jesteśmy martwi.
Klub Dzikiej Róży
Dzika róża
@patrycja.lu...:

"Klub Dzikiej Róży" zaprasza w progi podupadłego pensjonatu w czasach powojennych, w którym policja odkrywa zwłoki. Mie...

Recenzja książki Klub Dzikiej Róży
1.3.1.4. Śmierć nas nie rozłączy
Tetbeszka
@patrycja.lu...:

"1.3.1.4. Śmierć nas nie rozłączy" to debiut Aleksandry Maciejowskiej, w którym przenosimy się kilkadziesiąt lat wstecz...

Recenzja książki 1.3.1.4. Śmierć nas nie rozłączy
© 2007 - 2024 nakanapie.pl