Książki Michaela Granta sprzedały się na świecie w milionach egzemplarzy. I nic w tym dziwnego, skoro jedna lepsza jest od drugiej. Długo czekałam na możliwość przeczytania piątej części serii, a teraz, kiedy jestem już po jej lekturze, nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak wielką katorgą będzie dla mnie oczekiwanie na finał, fazę szóstą, czyli "Światło". Pociesza mnie jedynie fakt, że nie będę w tym czekaniu jedyna.
Dzieciaki z Perdido Beach mają już za sobą fazy niepokoju, głodu, kłamstwa i plagi. Teraz mieszkańcy ETAP-u podzielili się na dwa obozy: część mieszka nad jeziorem Tramonto pod przywództwem Sama, a reszta została w mieście, w którym rządzi Caine. Choć obaj formalnie są przywódcami, to i tak prawdziwą władzę ma Albert, który zajmuje się rozprowadzaniem żywności i dla którego pracuje większość mieszkańców Perdido Beach, z rybakami Quinna na czele. Wydaje się, że nic nie jest w stanie zakłócić życia w ETAP-ie: Ciemność zniknęła, dzieciaki nie głodują, a Drake od czterech miesięcy nie pokazał się w pobliżu Perdido Beach. Niestety, wyobraźnia pana Granta pracuje na najwyższych obrotach. W ETAP-ie pojawia się nowa, nieznana siła, która sprawia, że ciała ludzi mutują w karykaturalny wręcz sposób, a na dodatek okazało się, że Kopuła ciemnieje. Gdy minie 65 godzin, ETAP pogrąży się w ciemnościach, a wtedy na nowo odżyją wszystkie fazy.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to obecność rozdziałów "spoza Kopuły", które przedstawiają wydarzenia, jakie dzieją się w normalnym świecie. Z jednej strony taki obrót sprawy cieszy, bo możemy poczytać o tym, co rodziny dzieciaków z Perdido Beach robią w czasie, gdy ich pociechy walczą o przetrwanie w ETAP-ie. Z drugiej strony jest to bardzo rozczarowujące, bo odziera książkę z tajemnicy. No bo któż z Was nie zastanawiał się, gdzie tak naprawdę zniknęli rodzice mieszkańców ETAP-u!? Otóż to... Raczej nikt. Teraz, gdy wszystko stało się jasne, książka sporo straciła na tej aurze. Ale to nadal jest Gone, więc nie ma co narzekać!
Równie mocno zwraca na siebie uwagę metamorfoza Pete'a, który już bez cielesnej powłoki włóczy się po ETAP-ie, nareszcie wolny od hałasu i chaosu wywoływanego przez autyzm. Jest to niebywała przemiana, dzięki której otrzymujemy dawkę największych emocji. Nie da się ukryć, że tam, gdzie znajduje się Pete, zawsze dzieje się coś niesamowitego. Grant o tym nie zapomina, także rozdziały z udziałem brata Astrid należą do najlepszych i najciekawszych. Żeby nie było nudno, metamorfozie ulegają także pozostali bohaterowie. Caine traci swój cenny autorytet w oczach mieszkańców Perdido Beach, ale dla mnie nie ma to znaczenia, bo w moich oczach zyskuje. Podobnie jest z Astrid, która nareszcie przestała być tak nieznośnie irytująca - a taką ją przecież zapamiętałam z poprzednich części. Najbardziej cieszy metamorfoza Quinna, który przestał być "tylko Quinnem" i stał się jedną z lepiej zarysowanych osobowości w ETAP-ie, których przecież nie jest wcale tak niewiele. Pamiętajmy o tym, że specjalnością autora jest wplatanie wątków nowych postaci w każdym tomie. I nie zdziwię się, jeśli i w szóstej części takowe się pojawią.
Choć w książce jak zwykle wiele się dzieje, to i tak najbardziej wciągającym wątkiem jest stan Diany i plan Gaiaphage, dzięki któremu stwór miałby odzyskać siłę. Punkt kulminacyjny ma miejsce tuż przy Kopule. I właśnie wtedy, gdy emocje sięgają zenitu, gdy zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz rozgrywają się wydarzenia mogące zmienić los ETAP-u, nagle staje się... światłość. Ot, kolejna niesamowita końcówka książki!
Oczywiście mało która powieść jest idealna w stu procentach. Piąta część, jak i zresztą pozostałe, nie jest pozbawiona drobnych mankamentów w postaci błędów i literówek. Sytuacja powtarza się już piąty raz z rzędu: przeinaczone są imiona, brakuje gdzieniegdzie znaków przestankowych, a w niektórych miejscach nie ma wyraźnego rozdźwięku między punktem widzenia jednego bohatera a punktem widzenia drugiego. Jeśli sytuacja powtarza się już po raz kolejny, to wniosek nasuwa mi się sam: należy powierzyć korektę innej osobie, bo obecna najwyraźniej się nie sprawdza. Moim zdaniem Jaguar zasługuje na dużo lepsze wydania, jako wydawnictwo, które ma w swojej ofercie praktycznie same perełki!
Każde zetknięcie się z serią Gone jest dla mnie niezwykle udane. Jest to jedna z tych serii książek, które non stop zaskakują i nigdy się nie nudzą. Wiem, że do twórczości Michaela Granta będę często powracała, ponieważ ETAP i jego mieszkańcy stali mi się bliscy. Nawet jeśli wszystkie te mutacje i zbrodnie przekładają się na brutalny obraz świata, to nie da się ukryć, że jest to obraz niebagatelny i z pewnością wart poznania.
Ocena: 5,5,/6