Wyobrażcie sobie- koniec XIX w., wielkie, stare, ponure, ala wiktoriańskie domostwo, wszystko wyłożone ciemnym drewnem, na ścianach portrety przodków, w pokojach grube zasłony, niektóre nie ruszane od kilku lat. Ten dom zowie się Blith i mieszka w nim dwójka głównych bohaterów powieści- 12 letnia Florence (wyjątkowo przebiegła żmijka) i jej 8 letni trochę ciapciowaty przyrodni brat Giles. Rodzeństwo mieszka tylko ze służba. Ich prawny opiekun- stryj, mieszka i robi interesy gdzieś bardzo daleko i w ogóle nie interesuje się wychowankami, a raczej interesuje się, ale na odległość i w stopniu bardzo ograniczonym, na tyle na ile musi. Pewnego dnia Giles wyjeżdża do szkoły z internatem i Florence zostaje w ponurym domu tylko ze służbą. Odkrywa potężną bibliotekę i sekretny pokój, w którym zamyka się na całe dnie i czyta, czyta, czyta i myśli. Cały wysiłek wkłada w to, by niezauważona wślizgnąć się do biblioteki. Jej umysł chłonie słowa, wyobraźnia maluje obrazy magicznych krain. Ma tylko jednego kolegę- przyjaciela, syna sąsiadów- Theo. To jest pierwsza część powieści. Druga rozpoczyna się gdy Giles zostaje z różnych powodów odesłany ze szkoły do domu. Gdy wujek dowiaduje się o tym, postanawia zatrudnić guwernantkę. I tu zaczyna się cała oś powieści, cały główny wątek. Toczy się on w zasadzie wokół guwernantki i Florence. Pozostałe osoby stoją jakby z boku akcji. Florence od początku nie akceptuje guwernantki (z wzajemnością zresztą) czuje, że kobieta w czerni nie przyjechała do dworu Blith House bez powodu. Uważa, że ma niecny plan. A jaki? Tego musicie dowiedzieć się sami czytając Siostrzycę. Na prawdę warto. Gwarantuję, że w trakcie lektury będziecie wiele razy zastanawiać się - kto jest bardziej niebezpieczny? Florence czy panna Taylor?
Gdy zaczynałam czytać powieść, spodziewałam się czegoś zupełnie innego- bardzo zwodnicza jest niewinna z pozoru okładka. Tu brawa dla grafika. A Siostrzyca to prawdziwa powieść z gęsią skóreczką:) Poza tym ogromny kunszt autora, który w pięknym, staroangielskim, wiktoriańskim stylu zwodzi czytelnika na manowce. Harding stworzył dzieło na miarę wspaniałych, mrocznych gotyckich powieści. Mroczny, ziejący grozą klimat, czające się wszędzie śmiertelne niebezpieczeństwo, a pośród tego wszystkiego niepozorna Florence walcząca ze złem, ale czy na prawdę? Wszystko to sprawia, że książkę czyta się błyskawicznie. Akcja rozwija się z każdą kolejną stroną, a niespodziewane jej zwroty nie pozwalają przestać bać się choć na chwilę. Co chwila nasuwają się pytania czy to wszystko jest prawdziwe czy stanowi tylko wytwór wybujałej wyobraźni 12 latki.
Przeogromne brawa i uznanie dla tłumaczki, której ogromny kunszt widać w przekładzie...hmmm, no właśnie czego- wesołego słowotwórstwa Florence. Tego nie da się określić, opisać, trzeba samemu przeczytać, żeby zrozumieć. Dziewczynka posługuje się bardzo specyficznym językiem. Ale bez obaw, po 2-3 s. każdy spokojnie się przyzwyczai i lektura będzie prawdziwą przyjemnością.
Jedyną (wg. mnie wadą) jest pozostawienie przez autora zbyt wielu niedomówień. Historia przedstawiona w książce rozwija się i w jakiś tam sposób zostaje zamknięta. Jednak nie wiemy, co wydarzyło się naprawdę. Dla mnie to taka drobniuteńka wada (absolutnie nie wpływająca na gęsioskórkową rozkosz czytania Siostrzycy).
Pamiętajcie - stare dwory są nie tylko siedliskiem wspomnień, ale przede wszystkim tajemnic.