Oprawca Boży recenzja

Gdy wujek próbuje stworzyć zabawne fantasy, a wychodzi mu infantylne romansidło.

Autor: @RuBrykaPopkulturalna ·3 minuty
2021-01-18
2 komentarze
9 Polubień
Nowa książka Eugeniusza Dębskiego zaskakuje niemal na każdym kroku – głównie dlatego, że autor początkowe podwaliny pod kawał porządnego dark fantasy konsekwentnie zamienia w nieporadną gatunkową wariację, która przypomina dziewiczą próbę zmagania się z fantastyką podjętą przez niedojrzałego napalonego dzieciaka. Normalnie taka zabawa mogłaby się nawet sprawdzić, jest jednak spora różnica między byciem zabawnym a przykrym usiłowaniem.

Durkiss zabija potwory i parszywych skur… czybyków. Żadnych cudzych szefów nie uznaje, bo ma tylko jednego i to dość nietypowego. Jest oprawcą na służbie boga N’gadufala. Jego zleceniodawca to żaden majestatyczny Zeus czy przebiegły i czarujący Loki – raczej cyniczny, gniewny i nieco leniwy zwierzchnik obdarzony iście wujkowym poczuciem humoru. By jego podopieczny się nie nudził, szybko wyznacza mu kolejne zadanie – Durkiss ma wyruszyć do odległej krainy i dać lekcję lokalnemu monarsze, który boga (tego konkretnego) w sercu nie ma. Karą ma być oczywiście egzekucja oraz dodatkowo publiczne pohańbienie jego córki. Boski skrytobójca, długo nie czekając, wyrusza z misją, bo przecież kierownika drażnić nie można – w końcu jak się pogniewa, to może ukrócić spływające łaski, a te do pracy bożego oprawcy są koniecznie potrzebne.

Historia przedstawiona w Oprawcy bożym na pierwszy rzut oka wygląda całkiem interesująco. Durkiss to taki religijny wiedźmin – jest szorstki, niebezpieczny, zabija potwory i chędoży niewiasty. Pod ręką ma natomiast demoniczne zmiennokształtne ostrze, które czasem odzywa się niepytane – trochę jak u Brenta Weeksa i jego Kylara Sterna. Dodatkowo mimo nadprogramowych zdolności i nadnaturalnego wstawiennictwa sprowadzony zostaje do roli pionka w niepojętych dla śmiertelników boskich intrygach i rozgrywkach. Wszystko to zapowiada się intrygująco, mrocznie i brutalnie – dark fantasy jak w mordę strzelił i do tego podszyte miałkością ludzkiej egzystencji. Miałka jednak okazuje się przede wszystkim sama historia oraz jej wykonanie. Fabuła jest boleśnie prosta, nieciekawa i pod wieloma względami wybrakowana. Oczekujące na naszej drodze zwroty akcji przyprawią nas o mdłości, a pozostałe aspekty historii wcale nie wypadają lepiej.

Durkiss po bliższym poznaniu okazuje się zupełnie nie pasować do konwencji, a jako bohater, który miałby ją przełamać, wypada jeszcze gorzej – jest irytujący, nieśmieszny, a momentami nawet przygłupi. Cały mroczny klimat chwilę po wprowadzeniu również pokazuje nam środkowy palec i niespodziewanie daje nura w boleśnie infantylne romansidło – przy którym nawet nastoletnie sercowe rozterki z young adult wypadają naprawdę dojrzale. Między wprowadzoną niedbale postacią a głównym bohaterem nagle rodzi się ogromne uczucie – całkowicie sztuczne, pozbawione autentyczności i dobrego smaku. Gorące zapewnianie o swojej bezgranicznej miłości oraz wyjadanie sobie tęczy z dzióbków sprawia, że Romeo i Julia zaczyna przypominać szczeniacki romans na złość rodzicom. Od tego całego słodkiego uczucia zbiera się na zupełnie nienamiętnego pawia. Całość nie tylko trudno się czyta, ale po prostu ledwo znosi.

Z boleśnie niedojrzałym romansem świetnie współgra język stosowany przez Dębskiego. Autor stawia na żałosne słowotwórstwo oraz infantylny humor, który całkowicie mija się z konwencją. Dostajemy od niego między innymi sporą dawkę nietrafionych i nieśmiesznych żartów spod znaku moszny i prącia oraz dziecinnie brzmiące synonimy aktu seksualnego, a bohaterowie często wspominają o konieczności… odcedzania kartofelków. Gdy przaśnie i swojsko brzmiące „chędożenie” zostało zastąpione „pryćkaniem”, miałem ochotę schować twarz w dłoniach, licząc na to, że to z niewyspania, że to nie może dziać się przecież naprawdę. Jednak się dzieje i powtarza.

Szczątkowa fabuła ozdobiona dziecinnymi i męczącymi ozdobnikami zabiera nas w podróż przez historię pozbawioną pomysłu na siebie, przepełnioną idiotyzmami oraz pozbawioną szczątkowej logiki działań bohaterów. W ostatnich rozdziałach raczy nas dodatkowo nietrafionymi żartami z transeksualności oraz niesmacznym i wulgarnym punktem kulminacyjnym. Natomiast samo zakończenie to połączenie przekombinowanej i pisanej na szybko walki finałowej oraz niesamowicie przewidywalnego i boleśnie naiwnego happy endu. Oprawca boży przypomina nastoletnią zabawę z fantastyką – pisaną na kolanie nieudolną próbę zmagania się z gatunkiem podlaną niedojrzałym humorem i wujaszkową próbą bycia „fajnym i takim młodzieżowym”. Efekt jest po prostu odpychający i nie pomoże tutaj nawet potraktowanie książki jako komediowej zabawy z gatunkiem czy przewrotnego wyśmiania dark fantasy – bo jeżeli taki był właśnie zamiar to tym gorzej, ponieważ skończyło się na przygodzie niesmacznej, męczącej i mocno wybrakowanej.

Psst… Drogi Wędrowcze! Tak, Ty! Jeżeli dotarłeś aż tak daleko i Ci się spodobało, koniecznie zajrzyj na RuBrykę Popkulturalną i chodź pogadać o książkach (i nie tylko)!

RuBryka Popkulturalna ocenia: 2/10
Recenzja ta została początkowo opublikowana na portalu Nerdheim.pl

Moja ocena:

Data przeczytania: 2019-12-15
× 9 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Oprawca Boży
Oprawca Boży
Eugeniusz Dębski
4.8/10
Seria: Polskie Fantasy

Jak żałosny byłby Bóg, który pozwoliłby bezkranie rzucić sobie wyzwanie? Durkiss jest zabójcą. Doskonałym narzędziem w rękach swojego Boga. Oprawcą Bożym. Kolejne zadanie, którym obciążył go N'gadufa...

Komentarze
@Tanashiri
@Tanashiri · prawie 4 lata temu
Ufam Twojemu zdaniu, choć niezmiernie mnie dziwi, że Fabryka Słów i p. Dębski razem "spłodzili" takie niewiadomo co... czyżby równia pochyła? ;)
× 1
@RuBrykaPopkulturalna
@RuBrykaPopkulturalna · prawie 4 lata temu
Inne książki z serii, które czytałem, były znacznie lepsze. "Księga Zepsucia" Podlewskiego była fajną zabawą z pewnymi utartymi schematami, a "Serce Lodu" Sakulskiego sprawdzało się jako rozrywkowe fantasy stawiające na akcję. Przy "Oprawcy..." uderzałem się w czoło na każdej stronie. Książka odstawał koszmarnie od wszelkich norm. Podejrzewam, że był to raczej pojedynczy "wypadek" w całej serii.
@Tanashiri
@Tanashiri · prawie 4 lata temu
Ja z tej serii czytałam tylko Kiedy Bóg zasypia, Rafała Dębskiego i powiem Ci, że szkoda było czasu. Mimo, że Dębski fajnie tworzy świat, ma ciekawe pióro to za bardzo popłynął i wyszło słabo. Dlatego nie kontynuuję jego trylogii, która w tej serii się znajduje.
@RuBrykaPopkulturalna
@RuBrykaPopkulturalna · prawie 4 lata temu
Wychodzi na to, że czytanie tej serii jest jak rosyjska ruletka. Ooo. "Jaksa" był jeszcze ok, ale sprawdziłby się raczej jako zbiór opowiadań uzupełniający właściwy cykl, a nie pełnoprawna książka. Mam ochotę sprawdzić jeszcze książki Gołkowskiego w serii i czekam na kontynuację "Księgi Zepsucia". Resztę raczej sobie odpuszczę. Chyba że pojawi się jakieś nowe nazwisko.

@adam_miks
@adam_miks · prawie 4 lata temu
co to jest dark fantasy?
× 1
@RuBrykaPopkulturalna
@RuBrykaPopkulturalna · prawie 4 lata temu
Podgatunek fantasy łączący w sobie elementy klasycznego fantasy z elementami horroru. Taka mroczniejsza wersja fantasy ;)

× 1
Oprawca Boży
Oprawca Boży
Eugeniusz Dębski
4.8/10
Seria: Polskie Fantasy
Jak żałosny byłby Bóg, który pozwoliłby bezkranie rzucić sobie wyzwanie? Durkiss jest zabójcą. Doskonałym narzędziem w rękach swojego Boga. Oprawcą Bożym. Kolejne zadanie, którym obciążył go N'gadufa...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Pozostałe recenzje @RuBrykaPopkultur...

Wieża asów
Rozdanie na porządnym haju

Potwór rodem z opowiadań Lovecrafta? Masoneria złożona z niepoczytalnych nadludzi? Międzyplanetarni szpiedzy, inwazja kosmicznego robactwa, superbohaterskie starcia i za...

Recenzja książki Wieża asów
Bogowie muszą być szaleni
Toksyczne uczucia do własnej bohaterki

W drugim tomie przygód niezwyciężonej Dory Wilk okazuje się, że nie tylko bogowie potrafią być szaleni. Wszystko wskazuje na to, że nieokrzesane rozentuzjazmowanie swego...

Recenzja książki Bogowie muszą być szaleni

Nowe recenzje

SPQR. Historia starożytnego Rzymu
Stary Rzym w nowej odsłonie
@konrad.mora...:

Sądzę, że gdy Mary Beard kreśliła ostatnie litery swego dzieła pt. "SPQR. Historia Starożytnego Rzymu" to musiała przem...

Recenzja książki SPQR. Historia starożytnego Rzymu
Każdego dnia
O rodzinie słów kilka
@Szarym.okiem:

Nie oceniaj książki po okładce. Ale czy to nie ona właśnie jest tym pierwszym impulsem, który sprawia, że sięgamy po da...

Recenzja książki Każdego dnia
Rozgrzej moje serce
Rozgrzej moje serce
@Zaczytany.p...:

"Rozgrzej moje serce " ~ A. Sour (współpraca reklamowa z wydawnictwem) [...] – Czuję, jak odpływasz w moich ramionach...

Recenzja książki Rozgrzej moje serce
© 2007 - 2024 nakanapie.pl