Kalazinski monastyr zostaje zaatakowany przez tranawiańskich żołnierzy z ich księciem, Serefinem Meleskim na czele. Mają jeden cel- zabić tylu wrogów, ilu dadzą radę i schwytać jedną z kleryczek, która posiada moc nadaną jej przez bogów. Nadia Łaptiewa chce walczyć; nie może patrzeć, jak ludzie, z którymi wychowała się przez tyle lat, umierają. To oni każą jej uciekać w towarzystwie Anny. Nie mogą pozwolić sobie na jej śmierć- to ona ma budzić strach, to ona może ocalić Kalazin. Obie dziewczyny wyruszają w pełną trudów drogę, mając za cel dotarcie do króla i zabicie go. Ich nieoczekiwanymi sprzymierzeńcami okazują się Alokanie: Raszid i Parijahan, a także Malachiasz, chłopak, który uciekł spod jarzma Sępów. Łączy ich cel i zrobią wszystko, by go osiągnąć.
Czy Nadia, nieustannie słuchająca swoich bogów i używająca darowanej przez nich mocy będzie w stanie wypełnić swoje przeznaczenie? A co, jeżeli bogowie też mogą kłamać... ?
Nie mogłam się doczekać chwili, w której będę mogła rozpocząć swoją przygodę z tą lekturą. Bogowie wszelakiej maści to moje ostatnie zainteresowanie- od tych występujących w naszym kraju w dawnych czasach, aż po takich całkowicie wymyślonych. Oczekiwałam świetnej historii, która wciągnie mnie bez reszty. I po części tak było.
Nadia musi opuścić monastyr, który przez wszystkie te lata był jej domem. Musi wyruszyć w pełną trudu i niebezpieczeństw drogę, aby wypełnić los, wyznaczony jej przez bogów. Choć zazwyczaj bóstwa bez dłuższego szemrania spełniają jej prośby, to jednocześnie próbują zmusić ją do zrobienia czegoś, co niekoniecznie się kleryczce podoba. Łaptiewa rusza za swoim przeznaczeniem wiedząc, iż na końcu być może czeka na nią śmierć. Dobro Kalazinu jest dla niej jednak najważniejsze, a poświęcenie swojego życia zdaje się być niską ceną za wolność narodu. Do czasu. Nigdy nie kwestionowała słów bogów, ufała im w pełni, lecz skąd może wiedzieć, że nie sączą jej do ucha słodkich kłamstw?
Każdy rozdział rozpoczyna się krótkim ustępem odnośnie bogów oraz ich wyznawców, dzięki czemu mamy wrażenie, że czytamy coś na kształt świętej księgi kalazian; pozwala nam to również nieco lepiej poznać bogów, jak również ich wyznawców. Łatwiej też wczuć się w całą historię. Początkowo myślałam, że główna bohaterka po prostu posiada moc- prawda jest jednak inna. Owszem, ma ją, lecz tylko wówczas, gdy ześlą ją na nią bogowie, którym służy. Zanosi do nich modlitwy, zatrzymując palec na odpowiednim koraliku z jej "różańca" (przynajmniej z nim skojarzył mi się ów przedmiot) i bogowie zazwyczaj reagują. Za murami Tranawii, gdzie od dawna nie ma już boskich istot, ich moc jednak nie istnieje. Nadia musi sama radzić sobie w nowym środowisku, wspierana jedynie przez poznanych w drodze bohaterów- Raszida, Parijahan oraz Malachiasza. Ten ostatni posiada ogromną moc i początkowo dziewczyna nie ma pojęcia, skąd. Dopiero później chłopak postanawia uchylić rąbka tajemnicy o swoim prawdziwym pochodzeniu. Wydaje się, że ta grupa ma jeden, wspólny cel- zabicie króla Tranawii, mające wpuścić bogów do miasta i jednocześnie ocalić Kalazin od licznych ataków. Prawda może się jednak okazać inna, raniąc tym samym serce Łaptiewy, która... cóż, chyba po raz pierwszy poczuła niewidzialną więź, łączącą ją z kimkolwiek prócz bogów.
Niegodziwi święci jest historią pełną walk, rozlewów krwi i spisków wszelkiego rodzaju. Ale... znalazło się w niej również miejsce na kiełkujące uczucie, walkę o siebie, przyjaźń. Nie sposób się przy niej nudzić- w każdym rozdziale czekają na nas kolejne rewelacje, gotowe zburzyć dotychczasowy spokój. Okazuje się, że nie tylko nasza czwórka bohaterów chce zabić króla Tranawii, jest jeszcze ktoś... znajdujący się o wiele bliżej monarchy, niż mogłoby się wydawać.
Jestem ciekawa, jak potoczą się dalsze losy Nadii, Malachiasza oraz królewskiego syna, Serefina. Pani Duncan dała popis swojej wyobraźni, dlatego też z niecierpliwością czekam na kolejny tom!
Książkę znajdziecie u wydawnictwa Zysk i S- ka.