Komisarz Kornel Rostocki nie po raz pierwszy w swojej karierze widzi zwłoki, jednak bardzo rzadko trafia na tak zbezczeszczone ciało. Choć śledczym trudno w to uwierzyć, to wszystko wskazuje na to, iż denatka... pogryzła swoje ręce, bardzo głęboko zresztą. Początkowo policja nie ma żadnych tropów ani powiązań, nie wspominając już o potencjalnym podejrzanym. A ciał przybywa...
W nieco innym zakątku miasta profesor Teresa Levy przekopuje się przez zapasy Biblioteki Jagiellońskiej w poszukiwaniu materiałów niezbędnych jej do napisania artykułu. W jednej z książek jednak znajduje listy sprzed ponad wieku, w których autorka wzywa pomocy. Teresa jeszcze nie wie, że znalezisko - chociaż z dawnych lat - ma związek z tym, co obecnie dzieje się w jej mieście. Odpowiedzi na liczne pytania może przynieść połączenie sił z Kornelem Rostockim, prywatnie jej sąsiadem.
Czy ta dwójka ma szansę dopaść mordercę nim będzie za późno... ?
Wiecie, chyba najwięcej "tajemnicy" mają w sobie książki autorów debiutujących bądź tych mniej popularnych, na których natrafiamy przypadkiem. Nie znamy bowiem ich stylu pisania, nie wiemy, czym mogą nas zaskoczyć. Ponadto odkrycie swojej nowej literackiej perełki to też całkiem przyjemne uczucie, prawda? Nie mogę co prawda powiedzieć, żebym dostała podczas lektury palpitacji serca z ekscytacji, jednak nazwisko naszej autorki na pewno od tej pory będzie zwracało moją uwagę.
Zbrodnia, która miała swój początek wiele lat temu.
Dziedzictwo, którego nikt nie chciał nosić na swoich barkach.
Niebezpieczeństwo.
Dwoje głównych bohaterów, na pozór z dwóch kompletnie odrębnych światów, którzy nieoczekiwanie muszą połączyć siły, by dorwać sprawcę. Motyw tajemniczych listów odnalezionych przez Teresę Levy bardzo mnie zainteresował. Zastanawiałam się, czy nadawczyni chorowała na jakąś chorobę psychiczną i owe listy były tego efektem czy może ktoś naprawdę dybał na jej życie? Takie sprawy sprzed lat, którymi nikt się wówczas nie zainteresował (bo też zapewne nie było odpowiednich przesłanek ku temu), niezwykle intrygują. Szczególnie te, które w mniejszym lub większym stopniu mają wpływ na współczesność.
Moim zdaniem pani Sol miała świetny pomysł na fabułę, pomijając już nawet wspomniany wcześniej wątek listów. Autokanibalizm nie jest raczej motywem, który często przewija się w literaturze - szczególnie związany z historycznymi wydarzeniami, o których dziś może pamiętać już niewielu. Do tego dochodzi pewna rodzinna tajemnica i mamy przepis na ciekawą lekturę. Nie można się przy niej nudzić, bo choć ma niecałe trzysta stron, to dzieje się tam naprawdę dużo - z drugiej strony autorka znalazła złoty środek, dzięki czemu nie przesadziła z akcją, tym samym męcząc czytelnika. Wszystko zostało stworzone w odpowiednich "proporcjach".
Co do bohaterów - w pewnych momentach irytował mnie komisarz, jednak były to dość krótkie przebłyski i najczęściej związane z jego prywatnymi upodobaniami, jeżeli mogę to tak nazwać. Nie wpływało to jednak na ogólny odbiór książki.
Zakończenie mnie zaskoczyło, głównie dlatego, że nie mogłam obstawić winnego. I ostatecznie nie spodziewałam się tego, co nadeszło...
Cóż więcej mogę dodać? Warto poznać książkę pani Idy Sol, gdyż wyszła jej bardzo dobrze. Z chęcią zapoznam się z kolejną.
Książkę znajdziecie u wydawnictwa Księgarnia Akademicka :)