Zastanawialiście się kiedyś nad tym, co się dzieje z tymi wszystkimi bohaterami mordującymi na potęgę potwory, kiedy pewnego dnia stwierdzają, że mają już tego dość? I że ta linia kariery nie jest już tak rozwojowa, jak wcześniej? I przede wszystkim, że nie bardzo ich bawi?
Travis Baldree zastanowił się nad tym i tak oto powstały ,,Legendy i Latte'' czyli naprawdę ciepła i mięciutka książka o kawie, spełnianiu marzeń i o rodzinie, którą sami sobie wybieramy. Albo o takiej rodzinie, która wybiera nas.
Viv jest orczycą. Już samo to sprawia, że niektórzy patrzą na nią z góry. W końcu co takiego może reprezentować sobą orczyca całe życie zajmująca się wojaczką? A może wiele: Viv uwielbia czytać i ma marzenie. Chciałaby osiąść gdzieś w jakimś miłym, spokojnym miejscu i otworzyć własną kawiarnię. Chciałaby, żeby każdy mógł poczuć aromatyczny zapach kawy i wypić kilka łyków rano, przed pracą. Albo po południu, podczas spotkania z przyjaciółmi.
Viv chciałaby mieć miejsce, do którego może wracać.
I bardzo konsekwentnie realizuje swoje marzenie.
Wybiera miejsce, nieprzypadkowe. Wybiera majstra, dobrego i znającego się na swojej robocie hobgoblina Katastrofę. Sprowadza tajemniczą gnomią maszynę i zatrudnia do pomocy przy kontuarze sukkubę Tandri. A potem, dzięki napojowi zwanemu latte w ich życiu pojawia się szczurołak o imieniu Naparstek, który okazuje się prawdziwym mistrzem cukierniczym.
Jednak, jak to w życiu bywa, nie cały czas jest różowo. Dość szybko w okolicy pojawiają się ludzie chcący otoczyć swoją oficjalną - i płatną - ochroną kawiarnię Viv. Oraz jeden bardzo przykry i nachalny amant. A także były kompan z drużyny - wybitnie bucowaty elf, który czuje się z jakiegoś powodu... oszukany.
,,Legendy i Latte'' są książką, która zrobiła szybką i zawrotną karierę - napisana w ramach listopadowego NaNoWriMo, opublikowana w ramach self-publishingu na Amazonie szybko stała się na tyle popularna, żeby otrzymać swoje oficjalne, papierowe wydanie dzięki Cryptid Press. A potem trafiła i do nas, wydana przez Insignis.
Opowieść Travisa Baldree jest książką, która rozwija się naprawdę powoli - nie ma w niej zbyt wiele akcji, nie ma w niej bitew, nie ma dramatycznych wyborów, nie ma nagłych, zatrzymujących serce zwrotów akcji. A mimo to czyta się ją dobrze. To łagodna, miękka opowieść, która otula czytelnika tak, jak okrywa nas kocyk w chłodny, jesienny dzień. To historia pachnąca kawą i cynamonem.
Przede wszystkim jednak jest to książka, która podnosi na duchu. Wszystko w niej jest na swoim miejscu, wszystko do siebie pasuje. Różne rzeczy i wydarzenia następują po sobie we właściwym czasie - tak, że całość wydaje się prawdziwie harmonijna i spokojna. Czytanie tej książki było jak wyjątkowo udane układanie puzzli - takie, w których wszystkie elementy ładnie wskakiwały na swoje miejsce.
Ośmielę się wysnuć tu przypuszczenie, że właśnie to legło u podstaw popularności ,,Legend i Latte'' - to, że czytelnicy potrzebują teraz więcej opowieści, które będą po prostu sympatyczne i ciepłe. Które będą miękkie i podnoszące na duchu.
Bo tak jak Viv była zmęczona walką, tak i my jesteśmy zmęczeni otaczającą nas rzeczywistością. I chcemy mieć swoją spokojną przystań. A jeśli będzie ona pachnieć kawą i cynamonowymi bułeczkami - to tym lepiej.